Cały świat stanął w miejscu, gdy
słowa Connora uderzyły w Justina. Poczuł się tak, jakby ktoś wbił mu nóż w
plecy i dodatkowo kręcił nim na boki. W umyśle chłopaka zapanował chaos. Myśli
kłębiły się z kąta w kąt. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu, lecz za wszelką
cenę starał się je zatrzymać. Nie mógł się rozpłakać. Nie tutaj, nie teraz, nie
w obecności Walsha. Uderzyła w niego burza sprzecznych emocji, ale nie potrafił
rozpoznać żadnych z nich. Nie chciał w to wierzyć, ale jakie miał podstawy by
tego nie robić? Żadne. Connor wydawał się mówić prawdę.
Justin zacisnął mocno wargi, by
nie dać po sobie poznać w jak wielkiej rozsypce był. Wychylił się delikatnie i
wbił palący wzrok w Shailene. Potrafisz
to zrobić – jego usta zarysowały bezdźwięczne słowa. Było mu już wszystko
jedno. Nie potrafił się na niczym skupić. Myślał tylko o jednym. Głowę Justina
przepełniły wspomnienia związane z Wesleyem. Zastanawiał się czy jego przyjaciel
naprawdę był zdolny do upozorowania własnej śmierci? Ale jaki miałby w tym
interes? Bieber po prostu nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Wskoczyłby w
ogień za Wesem, to działało w obie strony. Nie rozumiał, po co starszy Queen
oszukiwałby go.
Skinął głowa. Shailene patrzyła
na niego szeroko otwartymi oczami. Zauważył jak nerwowo przełyka ślinę. Wiedziała,
co ma robić, a mimo to nagle nie mogła poruszyć choćby palcem. Po prostu ją
sparaliżowało. Myśl, że właśnie ma do kogoś strzelić, przerosła ją. Trzymała
drżący palec na spuście, celując prosto w szerokie plecy przyrodniego brata.
Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie strzeli, Justinowi może stać się krzywda.
Nie wybaczyłaby sobie swojej bezsilności i słabości. Zacisnęła mocno powieki,
wmawiając sobie, że będzie mniej winna, gdy nie będzie na to patrzeć. Wypuściła
z ust powietrze, by sekundę później wypalić pistolet.
Czas zdawał się zatrzymać. Miała
wrażenie, że ogląda film w zwolnionym tempie. Kula przebijała się przez gęste
powietrze, aż wreszcie zderzyła się z ciałem Connora, przebijając je na wylot.
Z wrażenia zakryła usta dłonią. Broń wypadła z jej rąk, uderzając o ziemię.
Walsh odwrócił się przez ramię i posłał jej smutne spojrzenie. Był zawiedziony,
w końcu Shailene to jego siostra. A siostry nie strzelają do swoich braci.
Brunet nie miał siły dalej
utrzymywać się w pozycji wyprostowanej. Całym ciężarem opadł na klatkę
piersiową Justina, aż wreszcie przeturlał się na ziemie, głośno dysząc. Nie tak
planował koniec tej akcji. Liczył na szczęśliwie zakończenie, przynajmniej dla
niego. Cała reszta tych gówniarzy go nie obchodziła. Pech chciał, że wszystko
wywróciło się do góry nogami. Zamiast triumfować, przegrał. Justin przekręcił
głowę, wciąż leżąc na plecach i zerknął na Walsha ze współczuciem. To tylko
spotęgowało wściekłość chłopaka. Nie potrzebował litości. Najprawdopodobniej
umierał, i co z tego? Taki był jego los, zamierzał się z nim pogodzić. Wolał
odejść próbując coś zmienić, niż siedzieć bezczynnie. Krew powoli otaczała go,
tworząc nie małą kałużę.
- Co czuje żołnierz, gdy strzela
do cywila? – spytał Connor, ledwo słyszalnie, na jednym tchu. Nawiązał przy tym
do momentu, kiedy Justin go postrzelił.
- Szarpnięcie strzelby – mruknął
do niego, uśmiechając się nikle. Walsh pokiwał głową, na znak, że się z nim
zgadza. Zaśmiał się krótko, a następnie jego głowa odleciała na bok. Powieki
opadły, jakby nagle stały się bardzo ciężkie. Justin wpatrywał się w martwego
Connora Walsha. Było po wszystkim, a on wcale nie poczuł ulgi. Wolał chyba nie
wiedzieć, że Wesley może żyć. Czuł pustkę, całkowicie otępiał.
Shailene podbiegła do niego i od
razu wyciągnęła rękę. Ujęła stanowczo jego dłoń, równocześnie pomagając mu
wstać. Ledwo trzymał się na nogach, cały drżał. Gdy wreszcie się wyprostował,
nie zwolniła uścisku, a on wcale nie protestował. Ścisnął ją mocniej, starając
się powiedzieć dziewczynie w ten sposób, że czuł to samo. Justin wysilił się na
uśmiech, ale bardziej przypominał on grymas.
- Czy on… - jęknęła i bez
zastanowienia przylgnęła do rozgrzanego ciała szatyna. – Zabiłam własnego brata
– dodała, a z kącików jej oczu wypłynęły słone łzy, gdy wreszcie uświadomiła
sobie, co się stało. Przez moment tępo wpatrywała się w nieruszające się ciało
Connora. Nie potrafiła na to patrzeć. Schowała głowę w zagłębieniu szyi
Justina, wspinając się delikatnie na palcach, by w ogóle do niej dosięgnąć.
Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jakiego nigdy od nikogo nie otrzymała.
Dotychczas czuła się tak tylko przy Wesleyu. Wiedziała jednak, że z Bieberem
łączy ją coś więcej niż zwykłe rodzinne relacje.
- Kochanie – ciepły oddech
szatyna uderzył o skórę dziewczyny, przed tym jak delikatnie musnął jej włosy.
– Teraz, kiedy jest już po wszystkim, wrócisz z Tylerem do domu, dobrze?
- Nie mogę wrócić do normalnego
życia. Zabiłam człowieka – wychlipała, pociągając nosem.
- Kochanie, błagam – wyjęczał.
Rozumiał, jak okropnie musiała się czuć. Pamiętał, jakie uczucia nim targały,
gdy po raz pierwszy pozbawił kogoś życia. Nauczył się, aby wmawiać sobie, że
tak musiało być, że postąpił słusznie. To
był przecież zły człowiek, myślał wtedy. Ten przypadek był identyczny.
Connor nie mógł wnieść nic pożytecznego do ich życia. Żywił się ich strachem. –
Wszystkim się zajmę, obiecuję.
Jak zawsze, uległa mu. Chociaż
pragnęła zapaść się pod ziemię, aby nikt jej nie znalazł, skinęła głową. Nie
wiedziała do końca, co nią kierowało. Szybkim ruchem odwróciła głowę Justina i złączyła
ich usta z pasją wartą dwóch kochanków. Chciała, aby wiedział, że go wspiera i
zawsze służy pomocą. Oderwała się od niego i jeszcze na sekundę oparła swoje
czoło o jego. Wreszcie zebrała się i ruszyła za Tylerem do nieco uszkodzonego
Audi. Odjeżdżając, przyglądała się jak Justin stoi na środku lotniska z krzywym
uśmiech na ustach. Grał, bo tak naprawdę był wrakiem człowieka.
Była wdzięczna Tylerowi, że przez
drogę powrotną nie odezwał się słowem. Najwyraźniej rozumiał w jak paskudnej
pozycji się znalazła. Zabiła własnego, rodzonego brata, a nawet nie zdążyła go
lepiej poznać. Próbowała się jakoś usprawiedliwić, bo przecież Connor był
nieobliczalny. Ale czy naprawdę postąpiła słusznie? Zżerały ją wyrzuty
sumienia, donośny głos nieustannie odzywał się w podświadomości. Była winna.
Nie miała nic na swoją obronę. Gdyby właśnie stanęła przed sądem, zostałaby
ukarana. Może to byłoby lepsze niż życie ze świadomością, że odebrała komuś
najcenniejszy dar – życie.
Kątem oka spojrzała na swojego
towarzysza. Harris również wydawał się pogrążony w swoich myślach. Wyglądał na
spokojnego, ale Shail znała go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w środku toczył
wojnę między sercem, a rozumem. Był świadkiem morderstwa. Nie miałaby mu za
złe, gdyby któregoś dnia poszedł na policję i opisał dokładnie, co zobaczył.
Sama postąpiłaby podobnie, gdyby nie fakt, że siedziała w tym gównie po uszy.
Ani Justin, ani Tyler nie odpowiadali za to, co się stało, tylko ona.
Potrząsnęła głową, jednocześnie
odganiając od siebie nieprzyjemne myśli. Niemal pogodziła się z wizją siebie
ubranej w pomarańczowy kombinezon, siedzącej za kratami. Ocknęła się, w samą
porę, żeby zorientować się, że dojechali pod jej mieszkanie. Bez słowa wysiadła
na zewnątrz. Ruszyła na przód, nie obdarzając bruneta choćby przelotnym
spojrzeniem. Za wielki huragan przetaczał się przez czaszkę dziewczyny, by
mogła pamiętać o ludzkich rzeczach.
- Shailene – usłyszała, więc
machinalnie stanęła w miejscu. Nie odwróciła się, tylko nasłuchiwała. – Mimo,
że nie mam szans z Justinem, chcę żebyś wiedziała... – zrobił znaczącą pauzę,
jakby zastanawiał się nad doborem odpowiednich słów. – Zawsze możesz na mnie
liczyć. Jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy – nie patrzyła na niego,
ale mogła sobie wyobrazić jak uśmiecha się nieśmiało. Skinęła głową.
Podziękowała w duchu, za to, że na jej krętej drodze pojawiła się taka osoba jak
ten zadufany w sobie brunet. Mimo swojego trudnego charakteru, naprawdę mu na
niej zależało.
Weszła do mieszkania, uważając,
aby nie zbudzić mamy. Nie miała ochoty na wpadanie w swoje ramiona i płakanie
ze szczęścia z powodu jej powrotu. Marzyła tylko o tym, aby ten wstrętny dzień
wreszcie się skończył. Padła na łóżko jak trup. Przez moment wpatrywała się w
sufit, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Po cichu liczyła na to, że to
wszystko okaże się złym snem. Uszczypnęła się dyskretnie w ramię, ale wciąż
znajdowała się w tym samym miejscu. Miała ochotę płakać, lecz zabrakło łez.
Niespodziewanie do uszu Shail
dobiegło skrzypnięcie drzwi. Momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej.
Zmrużyła oczy, starając się dostrzec cokolwiek w ciemności. Była pewna, że to
Justin. Załatwił wszystkie sprawy i wrócił, aby ją pocieszyć. Wreszcie udało
jej się zobaczyć kontury sylwetki. Od razu uzmysłowiła sobie, że to nie Bieber.
Przestraszyła się, serce w ułamku sekundy podeszło do gardła szatynki. Postać
stawiała kolejne kroki naprzód, a ona starała się wycofać. Wreszcie spadła na
ziemię, nie zaprzestając ucieczki. Niestety koniec końców znalazła się przy
ścianie. Przylgnęła do niej całym ciałem, z nadzieją, że dzięki temu stanie się
bardziej niewidzialna. Intruz zrobił następny krok, dzieliło ich kilka metrów.
Zatrzymał się w takim miejscu, że jasna smuga księżycowego światła przecięła
jego twarz.
Shailene zamarła. Mogłaby
przysiąc, że jej serce stanęło na moment, albo dwa… Nie potrafiła uwierzyć
własnym oczom. Miała wrażenie, że obraz utknął gdzieś między mózgiem, a
tęczówkami, bo kompletnie nie mogła dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę
był on. Potrząsnęła głową.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz
– usłyszała tak bardzo znajomy i utęskniony głos. Momentalnie zaczęła się
trząść z nadmiaru emocji. To działo się naprawdę, nie miała wątpliwości. –
Jesteś silną dziewczyną, Shailene.
Wesley Queen stał przed nią,
uśmiechając się lekko. Cały i zdrowy, a co najważniejsze… żywy.
Nawet, jeśli pragnęła coś powiedzieć,
nie potrafiła. Każde słowo grzęzło w gardle dziewczyny. Obrzuciła sylwetkę
brata długim spojrzeniem. Pragnęła nacieszyć się jego widokiem, w obawie, że
zaraz zniknie. Bała się, że wyobraźnia tylko się z nią bawi. A może miała
zwidy? Co jeśli Wesley, który stał naprzeciw był tylko duchem? Oh, chyba
zwariowała.
W ułamku sekundy znalazł się obok
niej i niespodziewanie zamknął ją w uścisku swoich szerokich ramion. Była tak
zszokowana, że z początku nie odwzajemniła gestu. Czuła na sobie dotyk brata.
To nie mogła być zwykła zjawa. Płakała, tym razem ze szczęścia. Przez mgiełkę
zerknęła na twarz towarzysza. Brązowa grzywka standardowo opadała na czoło, a
oczy w tym samym odcieniu również lśniły od łez. Uśmiechał się, ale z jego
tęczówek wyczytała smutek i niekończące się cierpienie.
- Nie zostawiaj mnie nigdy więcej
– jęknęła, niedbale pociągając nosem. Nie chciała go puszczać. Mogłaby trwać w
tej chwili wiecznie. W końcu odzyskała brata. Nie dbała o to, w jaki sposób.
Liczyło się tylko, że żył i trzymał ją w ramionach.
- Shailene, otwórz oczy –
zdziwiła się słysząc te słowa, bo wcale nie przymykała powiek. Nagle obraz
zaczął się rozmazywać. Na oślep próbowała znaleźć w tym wszystkim Wesleya, ale
on tak po prostu zniknął. Znowu zostawił ją całkiem samą. Miała wrażenie, że
spada w dół. Ból fizyczny, nie mógł równać się z tym, który właśnie zawładnął
sercem Shail.
Czuła się, jakby upadła na
ziemię. Otworzyła gwałtownie oczy, automatycznie nabierając w płuca wielki
haust powietrza. Okazało się, że leży we własnym łóżku. Posmutniała. Czy to
oznaczało, że Wesleya wcale tu nie było? Tylko śniła? Pragnęła krzyczeć z
rozpaczy. Dopiero wtedy zrozumiała, jak bardzo chciała przytulić brata i
powiedzieć mu, jak bardzo go kochała, mimo wielu sprzeczek.
Justin pochylił się ku niej i spojrzał
głęboko w jej oczy. Był zmęczony, o czym świadczyły sińce pod oczami. Wyglądał,
jakby nie spał, co najmniej kilka dni. Martwił się o nią, zbyt wiele przeszła.
Próbował oszczędzić takie wrażenie Shailene za wszelką cenę, ale się nie udało.
Pluł sobie za to w twarz. Dziewczyna jak poparzona wyskoczyła z łóżka i zaczęła
rozpaczliwe rozglądać się na boki.
- Gdzie jest Wesley? – krzyknęła,
zalewając się gorzkimi łzami. Justin nie potrafił oglądać tyle cierpienia, w
niebieskich tęczówkach dziewczyny. Podszedł do niej i mocno przycisnął do
swojej klatki piersiowej. Pragnął zabrać od niej cały ból i wziąć go na swoje
barki. Żałował, że to niemożliwe. – Wesley tu był – dodała, łamiącym się
głosem.
- To tylko sen, księżniczko –
mruknął w kasztanowe włosy towarzyszki, a sekundę później przycisnął ciepłe
wargi do jej czoło. – Wesley nie… - zawahał się, bowiem znał kilka nowych
faktów. Nie zamierzał na razie dzielić się nimi z Shailene. Postanowił to
sprawdzić, a wtedy może będzie mógł przekazać jej dobre wieści. – Wesley nie
żyje…
Ostatnie słowa z trudem przeszły
przez jego przełyk. Sam już nie wiedział czy powinien się cieszyć, czy wręcz
przeciwnie. Jakiś czas temu cieszyłby się z odzyskanej nadziei. Wtedy jednak
bał się, że jeśli Wesley naprawdę się ukrywał, ich spotkanie wcale nie będzie
tak miłe, jak sobie wyobrażał.
- Złe chwile mamy już za sobą –
powiedział szeptem, oplątując mocniej ramiona wokół talii Shailene. Był tak
blisko, że ich żyły niemal przez siebie przenikały. – Wszystkim się zająłem.
Nienawidził siebie, za kolejne
kłamstwa, którymi ją karmił.
Rzucił
ostatnie spojrzenie na odjeżdżające sprzed jego nosa czerwone Audi. Dopiero
wtedy wypuścił powietrze z ust, ponieważ wcześniej je wstrzymywał. W głowie
Justina zapanował chaos i obawiał się, że trudno będzie mu na nowo zarządzić
tam ład. Odwrócił się na pięcie. Musiał uporać się z ciałem Connora, a później
jakoś to będzie. Przynajmniej na to liczył. Wizja normalnego życia wydawała się
tak kusząca…
Stanął
przed miejscem, w którym niedawno leżało martwe ciało i zamarł. Nie potrafił
się ruszyć. Bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w dużą kałużę krwi. Gdyby ktoś
powiedział mu, że to wszystko tak się potoczy, roześmiałby mu się w twarz.
Takie rzeczy zdarzały się tylko na filmach, a nie w realnym życiu. Jak bardzo
się pomylił…
Jego
umysł opanowała jedna myśl. Connor zniknął.
***
W ten oto sposób dobiegliśmy do końca pierwszej części Opiekuna pod tytułem "Little Lies". Ale spokojnie moi drodzy, to nie koniec! Czeka was więcej akcji i o wiele więcej momentów Justina i Shailene! Co sądzicie o tym rozdziale?
Myślę, że druga część pojawi się dopiero po zakończeniu roku. Potrzebuję trochę czasu dla siebie i na przemyślenie tego, jakie ff chcę pisać dalej. Mam trzy opcje i naprawdę ciężko mi wybrać. Mam nadzieję, że wytrzymacie te dwa tygodnie? TYLKO MNIE NIE ZOSTAWIAJCIE!
Będzie mi miło jak zagłosujecie na Opiekuna na wattpadzie, bo tam też jest dostępny. Ponad to publikuję nowe ff "Wrong Number?". Są na razie tylko dwa rozdziały, więc czytanie nie zajmie wam dużo czasu. Planuje też napisać jakieś mega psycho ff, ale zobaczę co z tego wyjdzie!
NO NIC KOCHANI, WIDZIMY SIĘ ZA DWA TYGODNIE!!!
Co to będzie, co to będzie? Za dwa tygodnie się dowiemy. Nie mogę sie doczekać!!! Ciekawe, intrygujące, romantyczne i cudowne ff ❤ Chce więcej!!! Weasley żyje czy nie, a co z Connorem? Tyle sie dzieje... Super ^^ @kunegunda99
OdpowiedzUsuńO mój boże jak on mógł zniknąć, i co z Wesleyem? Cholera teraz to boję się drugiej części, poważnie! Ale czekam niecierpliwie i mam nadzieję, że miło spędzisz te dwa tygodnie <3
OdpowiedzUsuńwoah, z każdym rozdziałem zadziwiasz mnie coraz bardziej, pozytywnie oczywiście:)
OdpowiedzUsuńświetnie!
@magda_nivanne
Cudny rozdział! Czekam z niecierpliwością na drugą część :)
OdpowiedzUsuńNo niee, dopiero za dwa tygodnie? Kurde, tyle czekać na następną część, ech..:( No nic, co do rozdziału to mam tylko jedno słowo: C U D O! Naprawdę się cieszę, że główna bohaterka jest już bezpieczna, ale zastanawia mnie to, że jej brat jednak żyje.. To podejrzane, naprawdę i mam ogromną nadzieję, że nie przyniesie to ze sobą nic złego, a wręcz przeciwnie, w końcu da coś dobrego, o. Aha i jeszcze jedno.. Kurde, Justin i Shailene muszą być razem!!:(:(
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chce Cię zaprosić do siebie, haha:
http://enemy-love-love-the-strongest.blogspot.com/
Woooow!!! Naprawdę genialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze genialny! Nie mogę się doczekać 2 części xoxo
OdpowiedzUsuńKURWA JA NIE WIEM CZY WYTRZYMAM DO KONCA ROKU
OdpowiedzUsuńPRAWIE SIE PORYCZALAM ALE JUZ NIE MAM LEZ DO WYLANIA
ALE CHUJ
JEZU KOCHAM TO FF
I KOCHAM CIEBIE
OKEJ
Już nie nogę doczekać się 2 części ♥♥♥
OdpowiedzUsuńnie mogę sie doczekać 2 części! niewierze, że Wesley żyje;o i teraz bardzo mnie ciekawi co sie stało z Connorem;o
OdpowiedzUsuńKocham to ff i Ciebie x
o mój boże, bardziej tajemniczo nie mogłaś tego zakończyć! aqdgnj naprawdę. dopiero co skończyłam czytać I część, a już nie mogę się doczekać II, ahhh. cudowne, naprawdę, genialne! /imqxen
OdpowiedzUsuńO kurde. Tego się się spodziewałam. Będę czekać na kolejną część.
OdpowiedzUsuńjak to zniknął ? :OO whaat ? świetny rozdział !
OdpowiedzUsuńOMG NIE WIERZE,ZE JUZ KONIEC 1 CZESCI...
OdpowiedzUsuńNo no w nastepnej tyle bedzie sie dziac...domyslam sie,ze odnajdzie sie Wesley no i z tym pewnie bedzie duzo klopotow jejku tyle czekac teraz ta czesc byla SUPER,MEGA WOOW
Jak to Connor zniknął?! Chyba tylko tak moge to skomentować.. Czekam na drugą część!
OdpowiedzUsuńJestes swietna! Zaczelam czytac wczoraj i bardzo sie zdziwilam,ze juz koniec... Nie moge sie doczekac kolejnych rozdzialow;)!
OdpowiedzUsuńSiedziałam tu wczoraj prawie do 2 w nocy i nie mogłam się oderwać, mimo że dzisiaj miałam egzamin :D Jednak Twoje opowiadanie było w tym momencie ważniejsze dla mnie. Serio, jest najlepszym ff, jakie czytałam o JB. Oprócz ogólnej fabuły, która naprawdę wciąga i zaskakuje, bardzo podoba mi się to, że Justin jest tutaj taki dojrzały i konsekwentny. Nie zaciągnął od razu do łóżka Shail, chociaż tak strasznie go kręci i w ogóle :D OK, dał się ponieść emocjom i kilkukrotnie ją pocałował, ale nic więcej. I to jest super! Dał słowo przyjacielowi, więc musi je dotrzymać. Szacunek!
OdpowiedzUsuńDzisiaj zacznę czytać drugą część, bo końcówka pierwszej zwaliła mnie z nóg. Myślałam, że Connor jednak nie żyje a on zwiał :D Szok!
Uwielbiam Cię dziewczyno i Twoje opowiadanie oczywiście. Pozdrawiam ciepło, choć nawet nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytasz ;)