piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział dwudziesty drugi

Cały świat stanął w miejscu, gdy słowa Connora uderzyły w Justina. Poczuł się tak, jakby ktoś wbił mu nóż w plecy i dodatkowo kręcił nim na boki. W umyśle chłopaka zapanował chaos. Myśli kłębiły się z kąta w kąt. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu, lecz za wszelką cenę starał się je zatrzymać. Nie mógł się rozpłakać. Nie tutaj, nie teraz, nie w obecności Walsha. Uderzyła w niego burza sprzecznych emocji, ale nie potrafił rozpoznać żadnych z nich. Nie chciał w to wierzyć, ale jakie miał podstawy by tego nie robić? Żadne. Connor wydawał się mówić prawdę.
Justin zacisnął mocno wargi, by nie dać po sobie poznać w jak wielkiej rozsypce był. Wychylił się delikatnie i wbił palący wzrok w Shailene. Potrafisz to zrobić – jego usta zarysowały bezdźwięczne słowa. Było mu już wszystko jedno. Nie potrafił się na niczym skupić. Myślał tylko o jednym. Głowę Justina przepełniły wspomnienia związane z Wesleyem. Zastanawiał się czy jego przyjaciel naprawdę był zdolny do upozorowania własnej śmierci? Ale jaki miałby w tym interes? Bieber po prostu nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Wskoczyłby w ogień za Wesem, to działało w obie strony. Nie rozumiał, po co starszy Queen oszukiwałby go.
Skinął głowa. Shailene patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Zauważył jak nerwowo przełyka ślinę. Wiedziała, co ma robić, a mimo to nagle nie mogła poruszyć choćby palcem. Po prostu ją sparaliżowało. Myśl, że właśnie ma do kogoś strzelić, przerosła ją. Trzymała drżący palec na spuście, celując prosto w szerokie plecy przyrodniego brata. Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie strzeli, Justinowi może stać się krzywda. Nie wybaczyłaby sobie swojej bezsilności i słabości. Zacisnęła mocno powieki, wmawiając sobie, że będzie mniej winna, gdy nie będzie na to patrzeć. Wypuściła z ust powietrze, by sekundę później wypalić pistolet.
Czas zdawał się zatrzymać. Miała wrażenie, że ogląda film w zwolnionym tempie. Kula przebijała się przez gęste powietrze, aż wreszcie zderzyła się z ciałem Connora, przebijając je na wylot. Z wrażenia zakryła usta dłonią. Broń wypadła z jej rąk, uderzając o ziemię. Walsh odwrócił się przez ramię i posłał jej smutne spojrzenie. Był zawiedziony, w końcu Shailene to jego siostra. A siostry nie strzelają do swoich braci.
Brunet nie miał siły dalej utrzymywać się w pozycji wyprostowanej. Całym ciężarem opadł na klatkę piersiową Justina, aż wreszcie przeturlał się na ziemie, głośno dysząc. Nie tak planował koniec tej akcji. Liczył na szczęśliwie zakończenie, przynajmniej dla niego. Cała reszta tych gówniarzy go nie obchodziła. Pech chciał, że wszystko wywróciło się do góry nogami. Zamiast triumfować, przegrał. Justin przekręcił głowę, wciąż leżąc na plecach i zerknął na Walsha ze współczuciem. To tylko spotęgowało wściekłość chłopaka. Nie potrzebował litości. Najprawdopodobniej umierał, i co z tego? Taki był jego los, zamierzał się z nim pogodzić. Wolał odejść próbując coś zmienić, niż siedzieć bezczynnie. Krew powoli otaczała go, tworząc nie małą kałużę.
- Co czuje żołnierz, gdy strzela do cywila? – spytał Connor, ledwo słyszalnie, na jednym tchu. Nawiązał przy tym do momentu, kiedy Justin go postrzelił.
- Szarpnięcie strzelby – mruknął do niego, uśmiechając się nikle. Walsh pokiwał głową, na znak, że się z nim zgadza. Zaśmiał się krótko, a następnie jego głowa odleciała na bok. Powieki opadły, jakby nagle stały się bardzo ciężkie. Justin wpatrywał się w martwego Connora Walsha. Było po wszystkim, a on wcale nie poczuł ulgi. Wolał chyba nie wiedzieć, że Wesley może żyć. Czuł pustkę, całkowicie otępiał.
Shailene podbiegła do niego i od razu wyciągnęła rękę. Ujęła stanowczo jego dłoń, równocześnie pomagając mu wstać. Ledwo trzymał się na nogach, cały drżał. Gdy wreszcie się wyprostował, nie zwolniła uścisku, a on wcale nie protestował. Ścisnął ją mocniej, starając się powiedzieć dziewczynie w ten sposób, że czuł to samo. Justin wysilił się na uśmiech, ale bardziej przypominał on grymas.
- Czy on… - jęknęła i bez zastanowienia przylgnęła do rozgrzanego ciała szatyna. – Zabiłam własnego brata – dodała, a z kącików jej oczu wypłynęły słone łzy, gdy wreszcie uświadomiła sobie, co się stało. Przez moment tępo wpatrywała się w nieruszające się ciało Connora. Nie potrafiła na to patrzeć. Schowała głowę w zagłębieniu szyi Justina, wspinając się delikatnie na palcach, by w ogóle do niej dosięgnąć. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jakiego nigdy od nikogo nie otrzymała. Dotychczas czuła się tak tylko przy Wesleyu. Wiedziała jednak, że z Bieberem łączy ją coś więcej niż zwykłe rodzinne relacje.
- Kochanie – ciepły oddech szatyna uderzył o skórę dziewczyny, przed tym jak delikatnie musnął jej włosy. – Teraz, kiedy jest już po wszystkim, wrócisz z Tylerem do domu, dobrze?
- Nie mogę wrócić do normalnego życia. Zabiłam człowieka – wychlipała, pociągając nosem.
- Kochanie, błagam – wyjęczał. Rozumiał, jak okropnie musiała się czuć. Pamiętał, jakie uczucia nim targały, gdy po raz pierwszy pozbawił kogoś życia. Nauczył się, aby wmawiać sobie, że tak musiało być, że postąpił słusznie. To był przecież zły człowiek, myślał wtedy. Ten przypadek był identyczny. Connor nie mógł wnieść nic pożytecznego do ich życia. Żywił się ich strachem. – Wszystkim się zajmę, obiecuję.
Jak zawsze, uległa mu. Chociaż pragnęła zapaść się pod ziemię, aby nikt jej nie znalazł, skinęła głową. Nie wiedziała do końca, co nią kierowało. Szybkim ruchem odwróciła głowę Justina i złączyła ich usta z pasją wartą dwóch kochanków. Chciała, aby wiedział, że go wspiera i zawsze służy pomocą. Oderwała się od niego i jeszcze na sekundę oparła swoje czoło o jego. Wreszcie zebrała się i ruszyła za Tylerem do nieco uszkodzonego Audi. Odjeżdżając, przyglądała się jak Justin stoi na środku lotniska z krzywym uśmiech na ustach. Grał, bo tak naprawdę był wrakiem człowieka.

Była wdzięczna Tylerowi, że przez drogę powrotną nie odezwał się słowem. Najwyraźniej rozumiał w jak paskudnej pozycji się znalazła. Zabiła własnego, rodzonego brata, a nawet nie zdążyła go lepiej poznać. Próbowała się jakoś usprawiedliwić, bo przecież Connor był nieobliczalny. Ale czy naprawdę postąpiła słusznie? Zżerały ją wyrzuty sumienia, donośny głos nieustannie odzywał się w podświadomości. Była winna. Nie miała nic na swoją obronę. Gdyby właśnie stanęła przed sądem, zostałaby ukarana. Może to byłoby lepsze niż życie ze świadomością, że odebrała komuś najcenniejszy dar – życie.
Kątem oka spojrzała na swojego towarzysza. Harris również wydawał się pogrążony w swoich myślach. Wyglądał na spokojnego, ale Shail znała go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w środku toczył wojnę między sercem, a rozumem. Był świadkiem morderstwa. Nie miałaby mu za złe, gdyby któregoś dnia poszedł na policję i opisał dokładnie, co zobaczył. Sama postąpiłaby podobnie, gdyby nie fakt, że siedziała w tym gównie po uszy. Ani Justin, ani Tyler nie odpowiadali za to, co się stało, tylko ona.
Potrząsnęła głową, jednocześnie odganiając od siebie nieprzyjemne myśli. Niemal pogodziła się z wizją siebie ubranej w pomarańczowy kombinezon, siedzącej za kratami. Ocknęła się, w samą porę, żeby zorientować się, że dojechali pod jej mieszkanie. Bez słowa wysiadła na zewnątrz. Ruszyła na przód, nie obdarzając bruneta choćby przelotnym spojrzeniem. Za wielki huragan przetaczał się przez czaszkę dziewczyny, by mogła pamiętać o ludzkich rzeczach.
- Shailene – usłyszała, więc machinalnie stanęła w miejscu. Nie odwróciła się, tylko nasłuchiwała. – Mimo, że nie mam szans z Justinem, chcę żebyś wiedziała... – zrobił znaczącą pauzę, jakby zastanawiał się nad doborem odpowiednich słów. – Zawsze możesz na mnie liczyć. Jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy – nie patrzyła na niego, ale mogła sobie wyobrazić jak uśmiecha się nieśmiało. Skinęła głową. Podziękowała w duchu, za to, że na jej krętej drodze pojawiła się taka osoba jak ten zadufany w sobie brunet. Mimo swojego trudnego charakteru, naprawdę mu na niej zależało.
Weszła do mieszkania, uważając, aby nie zbudzić mamy. Nie miała ochoty na wpadanie w swoje ramiona i płakanie ze szczęścia z powodu jej powrotu. Marzyła tylko o tym, aby ten wstrętny dzień wreszcie się skończył. Padła na łóżko jak trup. Przez moment wpatrywała się w sufit, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Po cichu liczyła na to, że to wszystko okaże się złym snem. Uszczypnęła się dyskretnie w ramię, ale wciąż znajdowała się w tym samym miejscu. Miała ochotę płakać, lecz zabrakło łez.
Niespodziewanie do uszu Shail dobiegło skrzypnięcie drzwi. Momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej. Zmrużyła oczy, starając się dostrzec cokolwiek w ciemności. Była pewna, że to Justin. Załatwił wszystkie sprawy i wrócił, aby ją pocieszyć. Wreszcie udało jej się zobaczyć kontury sylwetki. Od razu uzmysłowiła sobie, że to nie Bieber. Przestraszyła się, serce w ułamku sekundy podeszło do gardła szatynki. Postać stawiała kolejne kroki naprzód, a ona starała się wycofać. Wreszcie spadła na ziemię, nie zaprzestając ucieczki. Niestety koniec końców znalazła się przy ścianie. Przylgnęła do niej całym ciałem, z nadzieją, że dzięki temu stanie się bardziej niewidzialna. Intruz zrobił następny krok, dzieliło ich kilka metrów. Zatrzymał się w takim miejscu, że jasna smuga księżycowego światła przecięła jego twarz.
Shailene zamarła. Mogłaby przysiąc, że jej serce stanęło na moment, albo dwa… Nie potrafiła uwierzyć własnym oczom. Miała wrażenie, że obraz utknął gdzieś między mózgiem, a tęczówkami, bo kompletnie nie mogła dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę był on. Potrząsnęła głową.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz – usłyszała tak bardzo znajomy i utęskniony głos. Momentalnie zaczęła się trząść z nadmiaru emocji. To działo się naprawdę, nie miała wątpliwości. – Jesteś silną dziewczyną, Shailene.
Wesley Queen stał przed nią, uśmiechając się lekko. Cały i zdrowy, a co najważniejsze… żywy.
Nawet, jeśli pragnęła coś powiedzieć, nie potrafiła. Każde słowo grzęzło w gardle dziewczyny. Obrzuciła sylwetkę brata długim spojrzeniem. Pragnęła nacieszyć się jego widokiem, w obawie, że zaraz zniknie. Bała się, że wyobraźnia tylko się z nią bawi. A może miała zwidy? Co jeśli Wesley, który stał naprzeciw był tylko duchem? Oh, chyba zwariowała.
W ułamku sekundy znalazł się obok niej i niespodziewanie zamknął ją w uścisku swoich szerokich ramion. Była tak zszokowana, że z początku nie odwzajemniła gestu. Czuła na sobie dotyk brata. To nie mogła być zwykła zjawa. Płakała, tym razem ze szczęścia. Przez mgiełkę zerknęła na twarz towarzysza. Brązowa grzywka standardowo opadała na czoło, a oczy w tym samym odcieniu również lśniły od łez. Uśmiechał się, ale z jego tęczówek wyczytała smutek i niekończące się cierpienie.
- Nie zostawiaj mnie nigdy więcej – jęknęła, niedbale pociągając nosem. Nie chciała go puszczać. Mogłaby trwać w tej chwili wiecznie. W końcu odzyskała brata. Nie dbała o to, w jaki sposób. Liczyło się tylko, że żył i trzymał ją w ramionach.
- Shailene, otwórz oczy – zdziwiła się słysząc te słowa, bo wcale nie przymykała powiek. Nagle obraz zaczął się rozmazywać. Na oślep próbowała znaleźć w tym wszystkim Wesleya, ale on tak po prostu zniknął. Znowu zostawił ją całkiem samą. Miała wrażenie, że spada w dół. Ból fizyczny, nie mógł równać się z tym, który właśnie zawładnął sercem Shail.
Czuła się, jakby upadła na ziemię. Otworzyła gwałtownie oczy, automatycznie nabierając w płuca wielki haust powietrza. Okazało się, że leży we własnym łóżku. Posmutniała. Czy to oznaczało, że Wesleya wcale tu nie było? Tylko śniła? Pragnęła krzyczeć z rozpaczy. Dopiero wtedy zrozumiała, jak bardzo chciała przytulić brata i powiedzieć mu, jak bardzo go kochała, mimo wielu sprzeczek.
Justin pochylił się ku niej i spojrzał głęboko w jej oczy. Był zmęczony, o czym świadczyły sińce pod oczami. Wyglądał, jakby nie spał, co najmniej kilka dni. Martwił się o nią, zbyt wiele przeszła. Próbował oszczędzić takie wrażenie Shailene za wszelką cenę, ale się nie udało. Pluł sobie za to w twarz. Dziewczyna jak poparzona wyskoczyła z łóżka i zaczęła rozpaczliwe rozglądać się na boki.
- Gdzie jest Wesley? – krzyknęła, zalewając się gorzkimi łzami. Justin nie potrafił oglądać tyle cierpienia, w niebieskich tęczówkach dziewczyny. Podszedł do niej i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. Pragnął zabrać od niej cały ból i wziąć go na swoje barki. Żałował, że to niemożliwe. – Wesley tu był – dodała, łamiącym się głosem.
- To tylko sen, księżniczko – mruknął w kasztanowe włosy towarzyszki, a sekundę później przycisnął ciepłe wargi do jej czoło. – Wesley nie… - zawahał się, bowiem znał kilka nowych faktów. Nie zamierzał na razie dzielić się nimi z Shailene. Postanowił to sprawdzić, a wtedy może będzie mógł przekazać jej dobre wieści. – Wesley nie żyje…
Ostatnie słowa z trudem przeszły przez jego przełyk. Sam już nie wiedział czy powinien się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Jakiś czas temu cieszyłby się z odzyskanej nadziei. Wtedy jednak bał się, że jeśli Wesley naprawdę się ukrywał, ich spotkanie wcale nie będzie tak miłe, jak sobie wyobrażał.
- Złe chwile mamy już za sobą – powiedział szeptem, oplątując mocniej ramiona wokół talii Shailene. Był tak blisko, że ich żyły niemal przez siebie przenikały. – Wszystkim się zająłem.
Nienawidził siebie, za kolejne kłamstwa, którymi ją karmił.

Rzucił ostatnie spojrzenie na odjeżdżające sprzed jego nosa czerwone Audi. Dopiero wtedy wypuścił powietrze z ust, ponieważ wcześniej je wstrzymywał. W głowie Justina zapanował chaos i obawiał się, że trudno będzie mu na nowo zarządzić tam ład. Odwrócił się na pięcie. Musiał uporać się z ciałem Connora, a później jakoś to będzie. Przynajmniej na to liczył. Wizja normalnego życia wydawała się tak kusząca…
Stanął przed miejscem, w którym niedawno leżało martwe ciało i zamarł. Nie potrafił się ruszyć. Bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w dużą kałużę krwi. Gdyby ktoś powiedział mu, że to wszystko tak się potoczy, roześmiałby mu się w twarz. Takie rzeczy zdarzały się tylko na filmach, a nie w realnym życiu. Jak bardzo się pomylił…

Jego umysł opanowała jedna myśl. Connor zniknął.

***
W ten oto sposób dobiegliśmy do końca pierwszej części Opiekuna pod tytułem "Little Lies". Ale spokojnie moi drodzy, to nie koniec! Czeka was więcej akcji i o wiele więcej momentów Justina i Shailene! Co sądzicie o tym rozdziale? 

Myślę, że druga część pojawi się dopiero po zakończeniu roku. Potrzebuję trochę czasu dla siebie i na przemyślenie tego, jakie ff chcę pisać dalej. Mam trzy opcje i naprawdę ciężko mi wybrać. Mam nadzieję, że wytrzymacie te dwa tygodnie? TYLKO MNIE NIE ZOSTAWIAJCIE! 

Będzie mi miło jak zagłosujecie na Opiekuna na wattpadzie, bo tam też jest dostępny. Ponad to publikuję nowe ff  "Wrong Number?". Są na razie tylko dwa rozdziały, więc czytanie nie zajmie wam dużo czasu. Planuje też napisać jakieś mega psycho ff, ale zobaczę co z tego wyjdzie! 

NO NIC KOCHANI, WIDZIMY SIĘ ZA DWA TYGODNIE!!! 

17 komentarzy:

  1. Co to będzie, co to będzie? Za dwa tygodnie się dowiemy. Nie mogę sie doczekać!!! Ciekawe, intrygujące, romantyczne i cudowne ff ❤ Chce więcej!!! Weasley żyje czy nie, a co z Connorem? Tyle sie dzieje... Super ^^ @kunegunda99

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój boże jak on mógł zniknąć, i co z Wesleyem? Cholera teraz to boję się drugiej części, poważnie! Ale czekam niecierpliwie i mam nadzieję, że miło spędzisz te dwa tygodnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. woah, z każdym rozdziałem zadziwiasz mnie coraz bardziej, pozytywnie oczywiście:)
    świetnie!
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział! Czekam z niecierpliwością na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No niee, dopiero za dwa tygodnie? Kurde, tyle czekać na następną część, ech..:( No nic, co do rozdziału to mam tylko jedno słowo: C U D O! Naprawdę się cieszę, że główna bohaterka jest już bezpieczna, ale zastanawia mnie to, że jej brat jednak żyje.. To podejrzane, naprawdę i mam ogromną nadzieję, że nie przyniesie to ze sobą nic złego, a wręcz przeciwnie, w końcu da coś dobrego, o. Aha i jeszcze jedno.. Kurde, Justin i Shailene muszą być razem!!:(:(
    Przy okazji chce Cię zaprosić do siebie, haha:

    http://enemy-love-love-the-strongest.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooow!!! Naprawdę genialny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze genialny! Nie mogę się doczekać 2 części xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. KURWA JA NIE WIEM CZY WYTRZYMAM DO KONCA ROKU
    PRAWIE SIE PORYCZALAM ALE JUZ NIE MAM LEZ DO WYLANIA
    ALE CHUJ
    JEZU KOCHAM TO FF
    I KOCHAM CIEBIE
    OKEJ

    OdpowiedzUsuń
  9. Już nie nogę doczekać się 2 części ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  10. nie mogę sie doczekać 2 części! niewierze, że Wesley żyje;o i teraz bardzo mnie ciekawi co sie stało z Connorem;o
    Kocham to ff i Ciebie x

    OdpowiedzUsuń
  11. o mój boże, bardziej tajemniczo nie mogłaś tego zakończyć! aqdgnj naprawdę. dopiero co skończyłam czytać I część, a już nie mogę się doczekać II, ahhh. cudowne, naprawdę, genialne! /imqxen

    OdpowiedzUsuń
  12. O kurde. Tego się się spodziewałam. Będę czekać na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  13. jak to zniknął ? :OO whaat ? świetny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  14. OMG NIE WIERZE,ZE JUZ KONIEC 1 CZESCI...
    No no w nastepnej tyle bedzie sie dziac...domyslam sie,ze odnajdzie sie Wesley no i z tym pewnie bedzie duzo klopotow jejku tyle czekac teraz ta czesc byla SUPER,MEGA WOOW

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak to Connor zniknął?! Chyba tylko tak moge to skomentować.. Czekam na drugą część!

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestes swietna! Zaczelam czytac wczoraj i bardzo sie zdziwilam,ze juz koniec... Nie moge sie doczekac kolejnych rozdzialow;)!

    OdpowiedzUsuń
  17. Siedziałam tu wczoraj prawie do 2 w nocy i nie mogłam się oderwać, mimo że dzisiaj miałam egzamin :D Jednak Twoje opowiadanie było w tym momencie ważniejsze dla mnie. Serio, jest najlepszym ff, jakie czytałam o JB. Oprócz ogólnej fabuły, która naprawdę wciąga i zaskakuje, bardzo podoba mi się to, że Justin jest tutaj taki dojrzały i konsekwentny. Nie zaciągnął od razu do łóżka Shail, chociaż tak strasznie go kręci i w ogóle :D OK, dał się ponieść emocjom i kilkukrotnie ją pocałował, ale nic więcej. I to jest super! Dał słowo przyjacielowi, więc musi je dotrzymać. Szacunek!
    Dzisiaj zacznę czytać drugą część, bo końcówka pierwszej zwaliła mnie z nóg. Myślałam, że Connor jednak nie żyje a on zwiał :D Szok!
    Uwielbiam Cię dziewczyno i Twoje opowiadanie oczywiście. Pozdrawiam ciepło, choć nawet nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytasz ;)

    OdpowiedzUsuń