Shailene zawahała się, gdy drzwi
otworzyły się z nieprzyjemnym dla uszu skrzypnięciem. Nagle cała pewność
siebie, ulotniła się z niej, niczym powietrze z przebitego balonika. Dobrze
robiła, odwiedzając matkę swojego brata? Zaczęła się zastanawiać co jej powie.
Tak po prostu spyta o Jacka, jak gdyby nigdy nic? Będzie udawać, że zna go od
lat?
Potrząsnęła głową i jednocześnie
przełknęła nerwowo ślinę. Wreszcie odważyła się, zrobiła krok naprzód i ostatni
raz spojrzała na Tylera. W środku panowały ciemności. Z każdej strony otaczał ją
mrok, przez co czuła jeszcze większy niepokój. Jej wzrok nie potrafił
zarejestrować żadnego obiektu, a tym bardziej czyjejś sylwetki. Na oślep
stawiała kolejne kroki, przytrzymując się śliskiej ściany.
- Pani Fisher? - powiedziała,
nawet nie zauważyła, że głos jej drżał. Wtedy jak na zawołanie w pomieszczeniu
rozbłysło światło. Tak jasne, że z początku Shailene musiała zakryć oczy dłonią.
Kiedy przyzwyczaiła się do jasności, rozejrzała się dookoła.
Pokój przypominał izolatkę,
ponieważ nie było w nim żadnego okna. Jedynym meblem, który się tutaj znajdował
było krzesło ustawione na samym środku. Na nim siedziała kobieta. Na pierwszy
rzut oka mogła mieć około pięćdziesięciu lat. Jej włosy i tęczówki były czarne
niczym smoła i kontrastowały z trupio bladą skórą. Wokół pustych oczu i wąskich
ust pojawiły się zmarszczki, świadczące o podeszłym wieku.
Kobieta nawet nie zauważyła
obecności Shailene. Kołysała się na boki, powtarzając niezrozumiałe słowa pod
nosem. Szatynka podeszła do niej po cichutku i kucnęła przy krześle. Nie do
końca wiedziała jak powinna się zachować . Pragnęła tylko zwrócić na siebie
uwagę. Dlatego też chwyciła lodowatą dłoń obłąkanej. Prawie czarne tęczówki w
mgnieniu oka zwróciły się na nastolatkę, niemal wypalając dziurę w jej twarzy.
Shail poczuła jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiegają nieprzyjemne dreszcze,
przez co wzdrygnęła się. Spokojnie mogła zaliczyć to spotkanie do złych
doświadczeń.
- Nazywam się Shailene -
powiedziała jak najłagodniej się dało, by jeszcze bardziej nie spłoszyć
nieznajomej. Mimo, że matka Jacka patrzyła prosto na nią, jej wzrok był
zamglony, rozbiegany. - Chciałabym dowiedzieć się, gdzie mogę znaleźć pani
syna? – spytała prosto z mostu. Nie miała siły udawać, że przyjaźni się z nim i
troszczy o niego. Przecież Jack zabił Wesleya, był mordercą. Tacy ludzie nie
mają zaufanych osób, są samotne.
- Jack? - szept brunetki przeciął
powietrze tuż przy uchu Shailene. Dziewczyna pokiwała energicznie głową,
chociaż nie była pewna, czy kobieta zrozumie ten gest. - Jack umarł. Jack nie żyje
- powtarzała nieustannie. Shail z wrażenie otworzyła usta. Czyżby Justin coś
przeoczył? - Jack umarł, a narodził się…
Shailene nic już nie rozumiała.
Odczekała moment, jednak pani Fisher nigdy nie zamierzała dokończy tego zdania.
W oka mgnieniu roześmiała się histerycznie, znów bujając się na krześle. Zachowanie
brunetki przeraziło Shail do tego stopnia, że o mały włosy nie wylądowała na
tyłku. Pragnęła się stąd wydostać, ale równie mocno chciała poznać prawdę.
Skoro zdobyła się na odwagę, by tu przyjechać, nie mogła odpuścić po pierwszej
porażce.
- Narodził się kto? - krzyknęła,
nieco za głośno.
- Demon - odpowiedziała obłąkana
kobieta, a sekundę później zarechotała złowrogo. Jej histeryczny śmiech odbijał
się echem od ścian małego pokoiku. Shailene poczuła jak świat przed nią zaczyna
wirować. Powoli stawiała malutkie kroczki w tył. Miała zdecydowanie dość wrażeń
jak na jeden dzień. Była przekonana, że obraz szurniętej matki jej brata, będzie
nawiedzał ją w najgorszych koszmarach. Przez moment odniosła wrażenie, że
odgrywa rolę w beznadziejnym horrorze, który lubiła oglądać z przyjaciółmi.
Dotarła do wyjścia, zacisnęła
dłonie w pięści i zaczęła na oślep uderzać nimi o metalowe drzwi. Odwróciła się
przez ramię, w samą porę, by ujrzeć jak kobieta wstaje z krzesła i kieruje się
w jej kierunku. Momentalnie poczuła suchość w gardle. Zrobiło jej się słabo,
nie mogła złapać tchu. Strach zaatakował ją niczym niszczący wirus.
Brunetka pokonała dzielący ich
dystans w oka mgnieniu. Shailene krzyczała, by ktoś wreszcie wypuścił ją na
zewnątrz. Żaden ratunek się nie pojawił. Matka Fishera stanęła przed nią, uśmiechając
się chytrze. Szatynka zamknęła oczy, licząc na to, że dzięki temu stanie się
niewidzialna. Kiedy ponownie uniosła powieki, ujrzała jakiś przedmiot w lewej
dłoni chorej. To był nóż. Jego ostrze rozbłysło lustrzanym blaskiem.
Zbierało jej się na płacz, jednak
oczy Shailene wciąż pozostawały suche. Mogła jedynie czekać na wybawienie.
Czuła niespokojne drżenie w piersi, jak gdyby jej serce chciało się wyrwać i
opuścić ciało. Powoli żegnała się z życiem. Zrozumiała, że sama wpakowała się w
kłopoty. Tylko do siebie mogła mieć pretensje. Była idiotką, skoro postanowiła
zostać sam na sam z chorą psychicznie osobą. Gdyby tylko posłuchała Justina…
Uniosła wzrok. Czarnowłosa
rzuciła jej długie, szalone spojrzenie, jej ciemne oczy były pełne przerażenia.
Shailene nie wiedziała, czego może się po niej spodziewać. I wreszcie zrozumiała.
Pani Fisher nie zamierzała jej skrzywić. Bez mrugnięcia okiem skierowała ostrze
noża na swoje podbrzusze i wbiła je głęboko. Nawet nie krzyknęła. Żaden jęk
bólu nie wydobył się z jej ust. Wydawała się być odporna na cierpnie. Upadła na
kolana, ponawiając czynność. Krew strumieniem wylała się z jej brzucha, zabarwiając
na czerwono białą suknię. Uśmiechnęła się szeroko. Jej zęby również pokryte
były szkarłatną cieczą. Z ust wypłynęła ślina zmieszana z krwią.
Shailene nie mogła dłużej na to
patrzeć. Zakryła oczy i osunęła się po drzwiach na ziemię. Bezbronna kobieta
umierała na jej oczach, a ona nie potrafiła się ruszyć. Każda komórka ciała
szatynki, odmówiła posłuszeństwa. Cała się trzęsła, pobladła na twarzy, czuła
nudności. Powstrzymywała się, by nie zwrócić całej zawartości swojego żołądka.
- To… Demon… Nie… Syn… - każde
słowo kobiety było chrapliwym kaszlem. Następnie znieruchomiała, na jej twarzy
pojawił się spokój, a ciało rozluźniło się. Upadła na zimną posadzkę, ciało
wygięło się spazmatycznie, szczęki zacisnęły, oczy uciekły gdzieś w tył głowy,
a z ust wydobył się gardłowy dźwięk. Przez krótki moment brunetka trzęsła się,
jakby poraził ją prąd. Po tym wszystkim niespodziewanie zastygła w bezruchu.
Tak po prostu. W pomieszczeniu zapanował lodowaty chłód, niemal dało wyczuć się
wszechogarniającą śmierć. Shailene bała się, że w powietrzu wciąż znajduje się
dusza zmarłej.
Podeszła do niej na czworaka.
Czarne oczy wciąż były otwarte, zdawały się mówić: „Dlaczego na to pozwoliłaś?”.
Tęczówki Shail zaszły czarnymi plamami. Sala kołysała się i przechylała. Przestała
walczyć. Łzy zaczęły spływać po jej skroniach, zatapiając się w brązowych
włosach. Krzyczała z frustracji, przerażenia i przede wszystkim bezsilności.
Niedbale ścierała z policzków słoną ciecz, tym samym ustępując miejsca kolejnej
dawce gorzkich łez. Pragnienie wyrwania się z tego pomieszczenia stało się tak
silne, że aż rozbolały ją nogi. Nozdrza dziewczyny rozszerzały się, gdy
łapczywie nabierała w płuca powietrza.
- Błagam… wypuśćcie mnie stąd -
łkała, wciąż na kolanach kierując się w stronę drzwi. Nie wiedziała ile czasu
spędziła w jednym pomieszczeniu z trupem. Miała jednak wrażenie, że ściany
pomieszczenia zaczęły się zmniejszać. Utknęła w pułapce.
Najwyraźniej ktoś wreszcie
wysłuchał jej modłów, bowiem drzwi otworzyły się z tym samym nieprzyjemnym
skrzypnięciem, co wcześniej. Niemal prosiły się o naoliwienie, lecz nikt o to
nie dbał. Shailene jak na zawołanie podniosła się na równe nogi, by spojrzeć na
twarz ciemnoskórego pielęgniarza. Wolała nawet nie myśleć, jak okropnie musiała
wyglądać z rozmazanym makijażem.
Mężczyzna rozejrzał się dookoła.
Kiedy jego wzrok zatrzymał się na sztywnym ciele pacjentki, wyprostował się.
Skóra jego twarzy, która chwilę temu była dziwnie blada, przybrała kolor
purpury. Oczy natomiast zapadły się tak głęboko w oczodołach, że wyglądały niczym
zaczerwienione, białe kulki. Przełknął nerwowo ślinę i z kamiennym wyrazem
spojrzał na Shailene.
- Co tu się stało? - spytał
oschle. Przeraził ją jego ton. Zdawała sobie sprawę, jak okropnie to wszystko
wyglądało. Bez wątpienia będzie główną podejrzaną. Przecież spędziła ze zmarłą
kobietą ostatnie chwile życia, w zamkniętym pomieszczeniu. Bała się, że mało
kto uwierzy w samobójstwo. Ba, pewnie wszyscy wyciągną zbyt pochopne wnioski.
Shailene niemal siłą wtargnęła do izolatki, za wszelką cenę pragnąc porozmawiać
z matką Jacka.
- To nie tak… - tłumaczyła się,
chociaż wiedziała, że to nic nie da. Od początku znajdowała się na przegranej
pozycji. - Ona… Miała przy sobie nóż. Przysięgam, nie wiem skąd - mówiła na
jednym tchu. - Sama sobie to zrobiła. Nie… miałam z tym nic wspólnego. Musicie mi
uwierzyć - nie zdawała sobie sprawy na jaką desperatkę wyszła.
Ścisnęła białą koszulę mężczyzny,
a z kącików oczu ponownie wylały się łzy. Pielęgniarz westchnął zrezygnowany,
po czym sięgnął ręką po coś, co ukrywał przy szlufce od spodni. Okazało się, że
to krótkofalówka. Przyłożył ją do ust, by sekundę później skomunikować się z
szefem ochrony. Shail była pod wielkim wrażeniem, że miejsce jak to, miało własną
ochronę i w dodatku było monitorowane.
- Przyślij kogoś na szóstkę -
znów ten sam oschły ton, zapewne zwracał się tak do każdego, bez wyjątku. - Mamy
tutaj samobójczynię.
Słysząc te słowa, Shailene
odetchnęła z ulgą. Nikt nie uważał, że zamordowała tą kobietę z zimną krwią. Wręcz
przeciwnie, mimo tylu sprzeczności, uwierzyli jej. Najprawdopodobniej to
straszne miejsce nie raz było świadkiem samobójstw. Dlatego też ani oczy, ani
twarz mężczyzny nie wyrażały emocji. Jakby uczucia nie odgrywały w jego życiu żadnej
roli. Z czasem przyzwyczaił się do śmierci, przemocy i ogromnego cierpienia.
Zachowywał się jak robot. Był obojętny na wszystko, wykonywał jedynie swoje
obowiązki. Shailene domyśliła się, że zmęczył się takim życiem, pragnął zmiany.
- Dziękuję - usta Shailene
zarysowały bezdźwięczne słowo, które posłała w kierunku Murzyna. Naprawdę była
mu wdzięczna za nie wyciąganie pochopnych wniosków. Gdyby trafiła na kogoś
innego, od razu posądzono by ją o zabójstwo z premedytacją.
- O Mój Boże - usłyszała głos,
dochodzący zza pleców pielęgniarza. Rozpoznała go momentalnie. Westchnęła,
zastanawiając się nad dobrym wyjaśnieniem. Stanęła na palcach i wyjrzała przez
ramię medyka, by ujrzeć zdziwioną twarz Tylera. Miał lekko rozchylone usta i szeroko
otwarte oczy. - Shailene znałaś tą kobietę? - spytał, tym razem głośniej, jakby
obawiał się, że dziewczyna może tego nie usłyszeć.
W odpowiedzi pokręciła głową. W
tamtym momencie pragnęła jedynie, aby Justin znalazł się obok. Rozumiała, że będzie
bardziej niż wściekły, ale jednocześnie tylko on mógł ją pocieszyć i załatwić tę
sprawę, jak należy.
- Zadzwoń po Justina - poprosiła,
równocześnie wymijając czarnoskórego mężczyznę. Usiadła na krzesełku w
korytarzu i wypuściła przez usta chmurę powietrza. Tyler skinął głową i zniknął
zza zakrętem, by w spokoju pogadać. Rudowłosa pielęgniarka przyglądała się
wszystkiemu z boku, głośno przeżuwając gumę. Shailene jak przez mgłę obserwowała
jak kilku ratowników wbiega do pokoju i próbuje ratować kobietę.
Zabawne, bo już dawno nie żyła.
Zmusił się do wyciągnięcia słuchawek
z uszu, gdy znalazł się pod domem. Schował je do kieszeni szarych dresów i
oparł dłonie na kolanach, jednocześnie biorąc parę głębokich wdechów. Był zdyszany
i zmęczony. Przebiegnięcie kilku kilometrów, okazało się złym pomysłem, chociaż
na początku wydawał się wspaniały. Justin zrozumiał, że jego kondycja
zdecydowanie się pogorszyła i obiecał sobie, że z powrotem weźmie się za
siebie. To, że nie był dłużej w wojsku, nie oznaczało, że musiał przestać o
siebie dbać.
Kiedy złapał oddech, wszedł do
mieszkania. Od razu udał się na górę. Potrzebował długiej kąpieli. Pot spływał
mu po twarzy i karku, mocząc przy tym koszulkę. Włosy poprzylepiały się do
skroni, a grzywka delikatnie opadła na czoło. Wspinając się po schodach,
zdecydował się zajrzeć do Shailene. Tego dnia rozmawiali tylko przez moment. Resztę
czasu spędziła w pokoju i Justin naprawdę zaczynał się o nią martwić. Śmierć
brata była dla niej ciosem poniżej pasa. Bał się, że to może kompletnie ją załamać.
Kiedyś żyła z nadzieją, że Wesley któregoś dnia wróci, a teraz nie miała na co
czekać. Zapukał do jej drzwi, lecz gdy nie otrzymał odpowiedzi i tak postanowił
wejść do środka.
- Shailene? - spytał, ale znów
odpowiedziała mu głucha cisza. Pomyślał, że pewnie śpi. Powoli zbliżył się do
łóżka dziewczyny, przeczesując dłonią mokre kosmyki brązowych włosów. Kiedy
znalazł się wystarczająco blisko, okazało się, że szatynki wcale tam nie ma.
Zamiast jej ciała, na łóżku leżała cała sterta poduszek.
Justin poczuł jak krew się w nim
zagotowała, niemal poczerwieniał ze złości. Shailene kolejny raz go wykiwała, a
on nie miał pojęcia jak do tego doszło. Przecież był dobrze wyszkolonym żołnierzem.
Jakim cudem dał podpuścić się zwykłej nastolatce? Pokiwał głową, zastanawiając
się co robić. Musiał ją znaleźć. Obawiał się, że dziewczyna z rozpaczy może
zrobić sobie krzywdę. Żałował, że nie potrafił odczytać jej myśli, by dowiedzieć
się, co planuje. Chwycił poduszkę i cisnął ją przed siebie. Niespodziewanie
poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Sięgnął po niego pośpiesznie i nawet nie
zerkając na ekran, odebrał.
- Z tej strony Tyler - usłyszał.
Po tonie głosu bruneta wywnioskował, że nie będzie to przyjemna rozmowa.
Momentalnie podniósł się na równe nogi, gotowy do wyjścia. - To wcale ci się nie
spodoba.
~*~
Oho, ale się dzieje co? Jak myślicie jak zareaguje Justin?
Wiem, że w rozdziale było mało Justina, dlatego mam dla was propozycję. Z chęcią dodam rozdział już w niedzielę, ale musicie mi w tym pomóc! Wiecie co robić prawda? Im więcej komentarzy, tym szybciej dodam rozdział. A uwierzcie, że ostatnio ciągle mam ochotę je dodawać, ponieważ skończyłam już pisać 2-gą część Opiekuna i zaczęłam pisać 3-cią! Poza tym jak się ładnie postaracie to pokażę wam zapowiedź drugiej części. NAPRAWDĘ WARTO!!
TO CO MOGĘ NA WAS LICZYĆ?
Oglądajcie zwiastun Opiekuna (nadal jestem w nim zakochana)
O boze w takim momencie zakonczyc -.- ��Jezu do dalej? Nie moge sie doczekac nastepnego �� /@melodiime
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Czekam z niecierpliwością na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńCudownie już się nie mogę doczekać pisz pisz :*
OdpowiedzUsuńTe momenty w których kończysz to normalnie tak denerwuje! Czemu te rozdziały muszą być aż tak cudowne?! Nie moge sie już doczekać nn. Jestem strasznie ciekawa tego co zrobi Justin gdy dowie sie o wszystkim. 3 części? Tak! Życzę duuuużo weny do pisania misia. Btw, ile rozdziałów będzie miała 1 część?
OdpowiedzUsuń@_KidrauhlsBack_ ❤
22
Usuńo jejusiu, kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu akcji, wow, rozdział jak zwykle cudowny, z niecierpliwością czekam na następny �� /imqxen
OdpowiedzUsuńomg, genialny rozdział ���� już nie mogę czekać NNa kolejny jeju ����
OdpowiedzUsuń@heNatalczii
Woooow ale sie wyrabia jeju :o i ciekawe co on powie i zareaguje na to wszystko,nie moge sie doczekac noweego rozdzialu bo zaraz mnie ciekawosc zje,rozdzial boooski @nxd69 ;)
OdpowiedzUsuńKocham!!!! Pani Fisher mnie przeraziła.... Biedna Shailene :'( czekam na kolejny rozdział *_* @kunegunda99
OdpowiedzUsuńOh no... taki moment.. i tak malo Jusa. :/
OdpowiedzUsuńShail jest taka biedna. Ze to musialo sie stac akurat przy niej :/
do nn.
X.O.X.O
PS. Your forever.
O MÓJ BOŻE! to nie na moje nerwy... :O ale tak cholernie mi się spodobał ten rozdział, że czytałam go pieprzone trzy razy! <3 chcę więcej, natychmiast! <3 jak mogłaś skończyć w takim momencie, no? :( hahah
OdpowiedzUsuńKOCHAM, CZEKAM NA KOLEJNY! <3
@saaalvame
ohohohoho, coraz lepiej! genialnie
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
O jejku! Cudowny!!!
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA KOLEJNE CZĘŚCI OPIEKUNA <3
OdpowiedzUsuńJeszcze zostało tylko 6 rozdziałów pierwszej części? WOW! Jesteś niesamowita, dziewczyno. Strasznie podoba mi się ten rozdział i nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieję, że dodasz go w niedzielę mimo wszystko. Dzieje się dzieje, ale co dalej?
OdpowiedzUsuńJestem zdeterminowana sama zostawić tu z 50 komentarzy abyś tylko dodała kolejny rozdział. I znowu w takim momencie przerwałaś... Ale kocham to jak zostawisz z takim niedosytem, napięciem przed następnym rozdziałem :3 Już się nie mogę doczekać drugiej części Opiekuna. Twój styl pisania jest cudowny *.* uwielbiam, kocham! <3 @xpaulls. [www.measuremylove.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńWow. Nie wiem co bym zrobiła na miejscu Shailene w takiej sytuacji. To było straszne.
OdpowiedzUsuńAle rozdział genialny♥ Czekam na nn.
OMG *.* jak zawsze cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńBoski. Czekam na next @coca_kali
OdpowiedzUsuńNajlepszy <333
OdpowiedzUsuńgenialne, czekam na następny
OdpowiedzUsuńCudny *-* czekam na kolejny x
OdpowiedzUsuńJeju tak proszę dodaj jutro jdjcusjzjz szkoda ze taki krotki :( jestem ciekawa co dalej
OdpowiedzUsuńPo prostu niesamowity! Poczułam się jakbym czytała naprawdę niezły kryminał a nawet horror. Po kolejnych rozdziałach coraz ciężej uwierzyć mi że to fanfiction o justinie a nie jakiś bestseller. Muszę przyznać że po raz pierwszy nie wyobrażam sobie zakończenia powieści, a nawet dalszych losów bohaterów! Napisałam komentarz pierwszy raz za co bardzo Cię przepraszam. Po tym rozdziale możesz liczyć na mój komentarz pod każdym. Coż, możesz być z siebie naprawdę dumna! Czekam na nn, dodawaj! Kocham ❤
OdpowiedzUsuńuwielbiam xx
OdpowiedzUsuńDziewczyno !!!! Chcesz zebym ja zawału dostała przez ten rozdział ??
OdpowiedzUsuńJuz myslalam ze serio ja dzgnie tym nożem, jestem ciekawa co to za babka i jak zareaguje Justin, bo wcześniej chyba on był u kogoś w psychiatryku... No dodawaj jak najdzybciej bo nie wytrzymam !!!
Kocham kocham 😍
OdpowiedzUsuńjejku nie mogę doczekać się kolejnego ! <3
OdpowiedzUsuńświetny! jestem bardzo ciekawa jak Justin na to zareaguje
OdpowiedzUsuńświetny! nie mogę się doczekaC kolejnego. :)))
OdpowiedzUsuńojej! czekam niecierpliwie na dalsze części :)
OdpowiedzUsuńjest świetnie!
http://art-of-killing.blogspot.com/
o kuzwa mac
OdpowiedzUsuńkoxham to jasne