piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział piętnasty

Nie pukał, ani nie dzwonił. Po prostu wszedł do środka. Drzwi były otwarte, niemal zapraszając do wnętrza. Denerwował się. Pierwszy raz od bardzo dawna czuł, jak jego ręce stają się mokre. Na samą myśl o tym, że będzie musiał wyznać Shailene całą, nieprzyjemną prawdę, robiło mu się niedobrze. Bał się, że to ją przerośnie, że nigdy więcej nie uśmiechnie się szczerze. Nie wybaczyłby sobie, gdyby odebrał jej całą radość z życia.
Robił malutkie kroczki. Nigdzie się nie spieszył. Najchętniej odłożyłby to na później, ale ile mógł zwlekać? Godzinę? Dwie? To i tak by nie pomogło, wciąż czułby się tak samo do kitu, jak wtedy. Miał wrażenie, że droga od drzwi do salonu cięgnie się w nieskończoność.
Wreszcie wyłonił się z wąskiego korytarza. Od razu zauważył skuloną postać, siedzącą na kanapie. Z początku nawet nie zauważyła jego obecności. Shailene mocno obejmowała rękoma swoje kolana, bujając się w tył i w przód. Po upływie paru sekund spojrzała na Justina z takim przerażeniem i bezradnością, że chłopak zdołał poczuć jak coś pękło mu w sercu.
Wciąż płakała. Z jej oczu wylewały się łzy. Głęboki, przejmujący szloch rozbrzmiewał w uszach szatyna, wywołując niemal fizyczny ból. Nagle pragnął tylko jednego: by podeszła do niego, rzuciła się w jego ramiona, zapewniając, że rozumie cały ten bałagan; to, co naprawdę go gryzie; że dadzą radę przebrnąć przez to bagno i co najważniejsze, że nie ma mu za złe skrywania prawdy. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Podszedł do niej bez słowa, usiadł obok i mocno przytulił Shail do swojej piersi. Czuł, że właśnie tego potrzebowała. Delikatnie kołysał ich ciałami, starając się ją uspokoić. Przycisnął ją mocniej, tym samym próbując w ten sposób przekazać jej, że czuł to samo. Wesley przecież był dla niego jak brat, chociaż nie łączyły ich więzy krwi. Bez niego był samotny, a w jego sercu panowała pustka.
- Nie rozumiem - wychlipała i pociągnęła nosem. - Dlaczego? - gwałtownie wyrwała się z uścisku Justina i zerknęła na niego z powagą wymalowaną na twarzy. Wziął w płuca głęboki oddech, by później wypuścić przez usta chmurę powietrza. Nie miał pojęcia, od czego powinien zacząć. Okazało się, że historia jest o wiele dłuższa, niż mu się wydawało.
- Naprawdę przyjaźniłem się z Wesleyem. Był dla mnie jak brat, przyjąłbym za niego kulkę, gdybym tylko mógł - zaczął niepewnie, drżącym głosem. Shailene zauważyła, że zarówno Justin jak i Wesley mieli do siebie taki sam stosunek. Uważali się za członka rodziny. - Pragnąłem mu pomóc, ale było za późno - dodał ściszonym tonem. Widziała, z jaką trudnością przychodziło mu mówienie o jej bracie. - Zacznijmy od początku. Wesley dowiedział się, że twój ojciec miał tajemnicę.
Shailene próbowała odgadnąć, do czego zmierzał. Nigdy nie wpadłaby na to, że w to wszystko zamieszany był również jej zmarły przed laty ojciec. Zawsze wyglądał nienagannie w markowym, drogim garniturze. Nie spóźniał się, dbał o swoją rodzinę jak tylko mógł, prowadząc firmę. Jak mógł mieć tajemnicę? Czego nie chciał wyjawić światu i przede wszystkim ukochanym?
- Ta wiadomość może cię zszokować - mruknął posępnie i obdarował ją spojrzeniem szerokich źrenic. Dostrzegła w nich smutek i to tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że Justin czuł to samo. Pustkę. Miał jednak więcej czasu, by nauczyć się z tym żyć. Liczyła na to, że ona też kiedyś pogodzi się ze śmiercią brata. - Oprócz ciebie i Wesleya był ktoś jeszcze. Macie brata.
- Co? - Shailene zakrztusiła się własną śliną. Nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Wiem tylko, że nazywa się Jack Fisher i jest starszy od Wesa o kilka miesięcy - podrapał się po karku, jednocześnie uśmiechając krzywo. Czekał na reakcję towarzyski, jednak ona milczała. Uznał to, jako przyzwolenie do kontynuowania monologu. - Jego matka mieszkała naprzeciwko was, trafiła do szpitala psychiatrycznego, a Jack do rodziny zastępczej. Później jakiekolwiek informacje na jego temat nie istnieją. Pewnie zmienił tożsamość, by się do was zbliżyć - mówił szybko, jakby wyrzucenie tych wiadomości w takim tempie, mogło pomóc. - Najpierw zajął się Wesleyem. A teraz pojawił się tutaj, dlatego przyjechałem, dlatego muszę cię chronić.
Nie czuła nic. Ani żalu do ojca, ani radości, że na świecie istniał ktoś jeszcze z podobnym DNA. Nie miała tacie za złe romansu, chociaż rozumiała jak ta informacja mogłaby zranić mamę. Wciąż powracała tylko do jednej myśli.
O Wesleyu.
- To wyjaśnia te wszystkie dziwne zdarzenia - szepnęła. Nadal te informacje nie mieściły się w głowie Shailene. Miała drugiego brata? Dlaczego nigdy go nie poznała? Jak wyglądał? Minęła go kiedykolwiek, przypadkiem na ulicy? Dlaczego próbował ją zranić? Ojciec miał romans? Czy matka o tym wiedziała? Musiała poznać odpowiedzi na te pytanie, bo w innym przypadku jej głowa mogłaby eksplodować z ich nadmiaru. – Musimy iść na policję - zerwała się z miejsca, jednak Justin złapał ją za rękę i z powrotem sprowadził na ziemie.
- Nie ma mowy. Ściągniemy na siebie jeszcze większe kłopoty - powiedział stanowczym tonem, machinalnie skinęła głową i westchnęła ciężko. - Zajmę się tym.
- Niby jak? - oburzyła się. - Znajdziesz go i co potem? Zabijesz? - prychnęła pod nosem. Traktowała to, jako żart, irracjonalny pomysł. Nie spodziewała się, ze Justin weźmie to na poważnie.
- Jeśli będzie trzeba.
Shailene nie odpowiedziała. Jej mina chyba mówiła sama za siebie. Justin za późno ugryzł się w język. Zrozumiał, że niepotrzebnie przyznał się do faktu, że jest w stanie zabić, by pomścić Wesleya. Jeśli chodziło o Wesa, Justin był gotowy poświęcić naprawdę wszystko. Nie widział innego wyjścia. Zabójca starszego Queena musiał ponieść karę, nie taką wyznaczoną przez sąd, czy Boga. W tym przypadku Justin będzie go osądzał.
Potrząsnął głową, słysząc jak z ust Shailene wydobywa się westchnięcie. Spojrzał na nią, uśmiechając się pokrzepiająco. Odwzajemniła gest, ale wyszedł z niego bardziej grymas, niżeli uśmiech. Szatyn zdał sobie sprawę, że mu ulżyło. Powiedzenie prawdy okazało się łatwiejsze od budzenia się z myślą, że kolejny dzień jest kłamstwem.

Leżała bez ruchu na plecach i pustym wzrokiem błądziła po białym suficie, który wydawał się nudniejszy niż zawsze. Czuła, że nie powinna siedzieć bezczynnie. Musiała coś zrobić. Wiedziała jednak, ze Justin za żadną cenę nie pozwoli jej na taki radykalny krok. Opiekował się nią najlepiej jak potrafił, a zezwolenie na działanie, w tym wypadku było jak wprowadzenie Shail w paszczę lwa. Bieber był zaślepiony. Uważał, że sam poradzi sobie z morderstwem Wesleya i odnalezieniem Jacka. Shail natomiast patrzyła na tą sprawę z zupełnie innej perspektywy.
Momentalnie poderwała się z łóżka na równe nogi, bowiem w jej głowie zaświtał pomysł. Zaczęła przeszukiwać cały pokój, w celu znalezienia swojego telefonu. Gdy wreszcie tego dokonała, wpisała numer i ulokowała urządzenie między uchem, a barkiem. Czekając, aż rozmówca odbierze, zgarnęła z wieszaka bluzę oraz zabrała ze sobą torebkę. Po upływie paru sekund, wreszcie usłyszała znajomy głos w słuchawce. Chłopak przywitał się tym samym zachrypłym i uwodzicielskim tonem, co zawsze. Nie zamierzała zwlekać, od razu przeszła do rzeczy.
- Potrzebuję pomocy. Za ile możesz podjechać pod mój dom? - spytała w pośpiechu.
- Jestem za pięć minut - odpowiedział bez wahania. Nie ukrywał, że dla Shailene był w stanie zrobić dosłownie wszystko. Nie mógł nic poradzić, że ta dziewczyna działała na niego ten sposób. Nawet, jeśli ustawiała się do niego kolejka pięknych kobiet, wyglądających jak modelki, zawsze na pierwszym miejscu stawiał Shailene Queen.
- Podjedź od tyłu - poprosiła, a zanim zdążył odpowiedzieć, rozłączyła się.
Wpakowała telefon na dno torebki i wciągnęła bluzę przez głowę. Na szybko uformowała z poduszek coś na wzór ludzkiej sylwetki i przykryła je kołdrą. Justin nie mógł się o niczym dowiedzieć, musiał myśleć, że zasnęła zmęczona całym tym bałaganem. Następnie podeszła do okna, otworzyła je na oścież i wychyliła się, opierając stabilnie dłonie na parapecie. Od ziemi dzieliło ją może kilkanaście metrów. Jeśli skoczy, na pewno nie wyląduje szczęśliwie. Przypomniała sobie, że obok okna znajduje się drabinka, po której bez problemu zejdzie na dół.
Nabrała w płuca powietrza, przerzuciła torbę przez ramię i zaczęła uważnie schodzić. Kiedy w końcu jej buty zetknęły się z trawą, odetchnęła głęboko. Tyler najwyraźniej miał wyczucie czasu, bowiem w tym samym momencie biały Mercedes-Benz zaparkował przy krawężniku. Bez zastanowienia zajęła miejsce pasażera z przodu i nim odjechali, ostatni raz spojrzała na okna swojego pokoju.
Kierowali się zgodnie z instrukcjami, jakie podawał irytujący głos z GPS’u. Minęło około pół godziny, zanim dotarli na miejsce. Tyler widząc, gdzie dojechali, spojrzał na swoją towarzyszkę podejrzliwie, ale nie odezwał się słowem. Zaparkował w bezpieczniej odległości, tuż przy jakimś drzewie, upewniwszy się wcześniej, czy nie ma tam żadnego zakazu. Następnie zwrócił się w stronę Shailene, patrząc na nią wyczekująco. Nie chciał naciskać, ale musiał dowiedzieć się po jaką cholerę kazała przejechać mu tyle kilometrów, by dostać się do szpitala psychiatrycznego.
- Wytłumaczysz się? - spytał wreszcie, przerywając ciszę. Uśmiechnął się, bo nie chciał sprawiać wrażenia niezadowolonego. Shail westchnęła ciężko, nie zamierzała się tłumaczyć, szczególnie nie przed Tylerem Harrisem.
- Idziesz ze mną, czy czekasz? - tak po prostu zmieniła temat, bo tak było najłatwiej. Brunet w mgnieniu oka poddał się, ponieważ zrozumiał, że i tak nic nie wskóra. Zdążył zauważyć, że Shailene należała do bardzo upartych osób. Jeśli sama nie zechce wyznać powodów przyjazdu tutaj, Tyler nie wyciągnie z niej tych informacji za żadne skarby.
Skinął głową na znak, że się zgadza. Wolał być przy niej, niż puszczać ją kompletnie samą w tak okropne miejsce. Budynek już z zewnątrz sprawiał nieprzyjemne wrażenie i wywoływał dziwne uczucia. W środku nie było lepiej. Brudne kafelki i farba odchodząca od ścian, wcale nie zachęcały. Wszystkie okna były zakratowane, uniemożliwiając podziwiania piękna przyrody za nimi. Drzwi zakluczone, zza których wydobywały się przerażające dźwięki.
Tyler obejrzał się za sobie, gdy ktoś krzyknął przeraźliwie. Wcale nie podobało mu się przebywanie tutaj. Najchętniej wróciłby do domu, zamiast spędzać wolny czas w psychiatryku. Co w ogóle podkusiło go, aby tutaj przyjeżdżać? A tak! Zgrabna szatynka - Shailene Queen. Tylko ona mogła wpaść na tak absurdalny pomysł.
Podeszli do recepcji. Jako pierwsza szła Shail, a Tyler tuż za nią, niczym cień. Oparła dłonie na blacie i rozejrzała się dookoła. Wokół nie było żywej duszy. Nie chciała pokazać, jak bardzo przerażało ją to miejsce. W normalnych okolicznościach robiłaby wszystko, aby go unikać. Teraz jednak musiała stawić czoła swoim lękom. Zadzwoniła w dzwonek, który rzekomo miał powiadomić pielęgniarkę o przybyciu gości. Nikt jednak się nie pojawił, więc ponowiła czynność. Wreszcie z głębi drugiego pokoju łaskawie wyłoniła się jakaś kobieta.
Swoim wyglądem idealnie wpasowała się w otoczenie. Rude włosy, które dawno straciły swój blask sięgały ramion, pulchna twarz z pustym wyrazem oraz ogromny pieprzyk na lewym policzku. Shail kątem oka zobaczyła jak Tyler krzywi się na jej widok. Momentalnie zachciało jej się śmiać, ale powstrzymała się.
- Słucham - powiedziała znudzonym, służbowym tonem.
- Chcę zobaczyć się z panią Fisher - oznajmiła Shail, czując jak serce zaczyna szybciej bić w piersi. Kobieta niechętnie spojrzała na młodą dziewczynę.
- Przykro mi, pani Fisher nie przyjmuje gości - znowu ten sam, beznamiętny głos. Rudowłosa właściwie zachowywała się jak robot, zaprojektowany tak, by wykonywać w kółko te same czynności i powtarzać te same słowa.
- Chyba się nie zrozumieliśmy - wtrącił się nagle Tyler, co kompletnie zaskoczyło szatynkę. Zrobił krok naprzód i uśmiechnął się triumfalnie. Shailene przez moment zastanawiała się, jaki diaboliczny plan wpadł mu do głowy. - Wie pani kim jestem? - spytał z nutką zażenowania w głosie. Recepcjonistka pokręciła leniwie głową. - Jestem synem radnego Harrisa. Chyba oboje nie chcemy, aby tata dowiedział się w jak fatalnym stanie jest ten szpital, prawda? A może chce pani stracić pracę?
Shailene wewnątrz skakała z radości. Chyba zapomniała wspomnieć, że Tyler żył w takim dostatku, ponieważ jego ojciec był wpływowym politykiem. Pierwszy raz w życiu ucieszyła się z tego faktu. Zazwyczaj irytowało ją przechwalanie się Harrisa, ale tym razem było zupełnie inaczej. Spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym przelotnie cmoknęła go w policzek.
- Dobrze. Myślę, że możemy zrobić mały wyjątek - westchnęła, po czym chwyciła za słuchawkę telefonu stacjonarnego i wykonała jakiś telefon. Mówiła tak cicho, że ani Shailene, ani Tyler z wspaniałym słuchem, nie mogli jej zrozumieć. Gdy zakończyła rozmowę, na horyzoncie pojawił się mężczyzna o czarnym kolorze skóry, ubrany w biały, kontrastujący kombinezon. Spojrzał porozumiewawczo na koleżankę z pracy.
- Za mną - mruknął posępnie. Szli prosto, następnie w lewo, aż zatrzymali się na końcu korytarza. W tej części szpitala było nadzwyczaj cicho, nie słychać było żadnych krzyków czy jęków rozpaczy.
Shailene przełknęła ślinę, czując jak narasta w niej podekscytowanie i strach zarazem. Ciemnoskóry mężczyzna zaczął otwierać drzwi, podczas gdy dziewczyna zwróciła się do Tylera.
- Masz coś przeciwko, jeśli wejdę sama?

Skinął głowa. Właściwie wolał zostać na zewnątrz niż przebywać w jednym pokoju z jakąś szurniętą kobietą, o której nic nie wiedział.

~*~
Mało Justina, ale powoli zbliżamy się do najważniejszych momentów pierwszej części! Co myślicie o pomyśle Shailene? Dobrze jej to wyjdzie? Widzicie, Tyler się na coś przydaje!

Muszę wam przeogromnie podziękować! Nie wiem jak to się stało, ale pod ostatnim rozdziałem było aż 50 komentarzy!!! Jestem z was dumna, udowodniliście, że dla chcącego nic trudnego. KOCHAM WAS, JESTEŚCIE NAJLEPSI! 

P.S Nie mogę się doczekać, aż pokażę wam trailer 2-giej części Opiekuna, bo jest wspaniały! 

25 komentarzy:

  1. czemu skończyłaś w takim momencie?! :(
    teraz będę się zastanawiać co będzie dalej.. nie wytrzymam do kolejnego rozdziału! :(
    to jest tak cholernie genialne, że nawet sobie nie wyobrażasz, jesteś świetna w tym co robisz :*
    czekam już na kolejny, mam nadzieję, że pojawi się w miarę szybko <3
    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powiem, że nie, ale... Wkurzyłaś mnie. Wiesz czym? Tym, że skończyłaś w takim momencie! Co Shai kombinuje? I jak to wszystko się kurcze skończy? A co jeśli coś się jej stanie?! :o No i co zrobi Justin, jak zobaczy, że siostry jego przyjaciela nie ma w domu?
    Przez Twoje podekscytowanie trailerem drugiej części sama się zaczynam przedwcześnie jarać XD Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze genialny! Tylko szkoda że skończyłaś w takim momencie. Zastanawia mnie czego dowie się Shai i czy Jus zorientuje się że wymknęła się w nocy ;) Czekam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, ale czemu skończyłaś w takim momencie?! Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu w takim momencie:((((( z niecierpliwością czekam na kolejny. -henatalczii

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin ją udusi jak sie dowie

    OdpowiedzUsuń
  7. Super. Niesamowity rozdział. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmmm ciekawe kim jest jej przyrodni brat ?
    I co Ona kombinuje ?
    Ps. Rozdział świetny ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział! Justin ją chyba zabije jak się dowie co ona zrobiła. :D czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojjj... Justin będzie zły :D rozdział świetny! Czekam na next <3 @kunegunda99

    OdpowiedzUsuń
  11. Boski ten rozdział! Justin nareszcie wyznał Shailene prawde! Najlepsza chyba jest końcówka, nie moge sie już doczekać kolejnego rozdziału i życze weny do pisania :)
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdzial jest ekstra <3 moglabys dodac tylko wiecej momentow miedzy Shail a Justinem ;)

    X.O.X.O
    PS. Your forever.

    OdpowiedzUsuń
  13. Awww meeega *-* hmmn ciekawe jak to spotkanie sie odbedzie,dobrze ze juz wie co i jak bynajmnirj moze dzialac ale zastanawia mnie co zrobi Justin jak sie o tym dowie :) czekam z niecierpliwoscia na kolejny:) @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  14. cudowny !
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu ciekawi mnie co sie dowie od niej i wgl sjdxnskmsowwb /@melodiime

    OdpowiedzUsuń
  16. Boże jak ja się boje psychiatrykow ;____; jestem ciekawa co dalej ale boje się trochę bo strasznie się wczuwam gdy czytam

    OdpowiedzUsuń
  17. Fantastyczny! <3 Skończyłaś w takim momencie, że jestem przerażona i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału dksiabzowjiw Genialnie piszesz! *.*

    OdpowiedzUsuń
  18. Dlaczego skończyłaś w takim momencie?! I hate you! A tak naprawdę to kocham 💕 cudowny rozdział I już nie mogę się doczekać kolejnego 😍 @xpaulls [www.measuremylove.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  19. strasznie mnie ciekawi czego sie dowie od tej kobiety! i czy w ogóle bedzie chciała z nią rozmawiać

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku...dlaczego skończyłaś w takim momencie !? Dlaczego !?!?
    Cieszę się że Justin powiedział o wszystkim. Mam nadzieję że Shailan nie narobi przez ta wizytę w szpitalu kłopotów.
    Nie chcę nic mówić, ale mam wrażenie że Justin jest tym bratem. Bo w poprzednich rozdziałach odwiedzal właśnie matke w szpitalu i mówił coś, że załatwi Queenow czy cos takiego. Mam nadzieję, ze to jednak jakiś głupi przypadek. Bo w końcu oni powinni być razem. Podoba mi sie to ff. Czekam nn. Dodawaj jak najszybciej !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Zakochałam się w tym ff. Jest GE-NIAL-NE !!
    Dodawaj jak najszybciej nowy rozdział, bo ciekawość mnie zżera...xd

    OdpowiedzUsuń
  22. przysiegam ze mialam isc spac
    ale jak zobaczylam ze jest nowy
    to pomyslalam kurwa musze to przeczytac
    jeszcze w takim momencie
    i tak koncowka
    kurwa
    kocham to
    kocham cioe
    i w ogole kocham wszystklo zwiazane z tym ff :)

    OdpowiedzUsuń
  23. CZEMU W TAKIM MOMENCIE JA SIĘ PYTAM! :/
    Jestem ciekawa jak przebiegnie rozmowa z panią Fischer, czy w ogóle przebiegnie. Myślę ze bedzie oke, chociaż.... :O
    Justin w tym opowiadaniu jest taki suupi *-*
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń