sobota, 16 maja 2015

Rozdział dziewiętnasty

Zdenerwowany, co chwila spoglądał na wyświetlacz elektronicznego zegarka, który zdobił jego nadgarstek. Wskazywał parę minut po siódmej. Irytacja ogarnęła jego ciało, ponieważ nienawidził, gdy ktoś spóźniał się na wcześniej ustalone spotkanie. Zdawał sobie jednak sprawę, że musi zachować spokój. Najprawdopodobniej Destro próbował wyprowadzić go z równowagi. Justin nie zamierzał dać mu tej satysfakcji. Wypuścił z ust powietrze i zaobserwował jak biały obłoczek znika w przestrzeni.
Z każdą kolejną minutą niebo przyjmowało coraz ciemniejszą barwę. Jedyna lampa, znajdująca się kilkanaście metrów od chłopaka, zapaliła się, jednocześnie mieniąc się na pomarańczowo. Słońce jakiś czas temu zetknęło się z horyzontem. Potarł o siebie zmarznięte dłonie. Oczywiście zapomniał o zabraniu ze sobą marynarki. Wieczory wcale nie były takie ciepłe, jak mogłoby się wydawać. Obiecał w duchu, że po rozwiązaniu tej sprawy, zafunduje sobie wycieczkę w dalekie, gorące kraje.
Kątem oka znów spojrzał na zegarek. Minęły zaledwie dwie minuty, a on miał wrażenie, że spędził tam, co najmniej wieczność. Nagle poczuł chłodniejszy powiew wiatru. Przed sobą zauważył cień, który przykrył niemal całą sylwetkę Justina. Wziął głęboki oddech, przymknął powieki.
- Nie sądziłem, że jesteś taki posłuszny – odezwała się postać. Tym razem jej głos brzmiał naturalnie, Justin nawet go znał, ale nie potrafił dopasować do niego żadnej twarzy. – Tak jak prosiłem, żadnych kolegów, czy policji – szatyn zacisnął mocno szczękę i odwrócił się gotowy do stawienia czoła temu psychopacie.
Minął moment, zanim wzrok chłopaka nabrał ostrości i mógł dokładniej przyjrzeć się napastnikowi. Zamrugał gwałtownie, bowiem nie potrafił uwierzyć własnym oczom. W ciszy przyglądał się brunetowi z zarostem, a usta Justina lekko drgały z roztargnienia. Żadne słowa, nie mogły przejść mu przez gardło. Odniósł wrażenie, jak osoba rzucająca się z dachu wieżowca i uderzająca z impetem o asfalt. To było jak zderzenie ze ścianą. Przez cały ten czas miał go na wyciągnięcie ręki. W życiu nie wpadłby na ten trop.
- Ty… - jęknął wreszcie, przerywając złowrogą ciszę.
- We własnej osobie – brunet rozłożył ramiona na boki, chichocząc pod nosem. – Nigdy mnie nie doceniałeś Justin.
Mówił szczerą prawdę i Bieber to wiedział. Nigdy, przenigdy nie pomyślałby, że to właśnie Connor Walsh – cichy przyjaciel Tylera – stoi za śmiercią Wesleya i kilkoma morderstwami. W głowie szatyna ta informacja po prostu się nie mieściła. Jego mózg nie potrafił tego zarejestrować. Wydawało mu się, że pod czaszką właśnie przetoczyło się tornado, które roztrzepało wszystko na boki, powodując jeden, wielki bałagan. Sam nie wiedział, jak szybko uda mu się go uprzątnąć.
Odruchowo sięgnął dłonią za szlufkę spodni, gdzie zawsze trzymał pistolet. Musiał panować nad sytuacją i jakoś się zabezpieczyć. Connor pokręcił głową z rozczarowaniem, cmokając pod nosem. Ręce schowane miał w kieszeniach powyciąganej, ciemnozielonej bluzy. Był zgarbiony, a mimo to przewyższał Justina o parę centymetrów.
- Nie radziłbym – mruknął, kiedy Justin nerwowo próbował dosięgnąć broni. Walsh zrobił krok naprzód, zmniejszając między nimi dystans. Bieber jednak zareagował instynktownie, wycofując się nieco. Wzajemnie mierzyli się paraliżującym wzrokiem. Tęczówki bruneta niemal stały się czarne, tak wielkie miał źrenice. – Jesteśmy do siebie podobni, lecz w jednej kwestii się różnimy. Wiesz, w czym?
- Nie wiem, może w tym, że nie jestem cholernym psychopatą? – wzruszył ramionami szatyn. Connor skomentował to kręceniem głową i ponownie cmoknął w powietrze.
- Każdy z nas ma swój cień, niektórzy po prostu udają, że on nie istnieje – mówił Walsh. Wypuścił z ust powietrze, przez co kosmyk kruczoczarnych włosów uniósł się, by później znów opaść na czoło. – Ja po prostu oddałem się swojemu. Uwolniłem bestię – wyszczerzył się triumfalnie. – Daj spokój, Justin. Pozwól przejąć kontrolę swojej bestii.
Bieber miał ochotę roześmiać się głośno. Czy ten chłopak zdawał sobie sprawę z tego, jakie głupoty gadał? Oczywiście, Justin wiedział, że w każdym człowieku istnieje zalążek zła, ale tylko od niego zależy czy go stłumi, czy pozwoli się rozwijać. Szatyn zdecydowanie stawiał na pierwszą opcję. Widział wystarczająco dużo cierpienia. Zdecydowanie nie chciał być jego przyczyną.
- Powiem ci, w czym się różnimy – westchnął Destro, widząc zdeterminowaną minę towarzysza. Cóż, Justin mógł do niego dołączyć i mieć święty spokój. Wybrał jednak inną drogę. Brunet zamierzał dać mu nauczkę. Nikt nie miał prawa lekceważyć Connora Walsha. Nie było osoby na świecie, która by go powstrzymała. Miał władzę. Ludzie schodzili mu z drogi, gdy tylko zobaczyli go na horyzoncie. Wzbudzał szacunek, do tego to wszystko się sprowadzało. – W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem na tyle głupi, aby przychodzić tutaj sam.
Białe zęby bruneta błysnęły wśród ciemności, jaka zdążyła zapanować w tym czasie. Uśmiechał się szeroko, chytrze, jakby właśnie wygrał mistrzostwa świata. Justin z początku nie załapał, o co dokładnie chodziło Connorowi. Rozejrzał się w popłochu na boki i wtedy zrozumiał. Wokół rozległ się warkot silników, a zza zakrętów wyłoniły się niewyraźne sylwetki. Dwa motory zmierzały ku niemu.
- Musimy się pożegnać – rozbawiony całą sytuacją Walsh wzruszył tylko ramionami. Ponownie wyszczerzył się w najbardziej arogancki sposób. To był uśmiech, który można godzinami naśladować przed lustrem, a i tak nie dorówna oryginałowi. Brunet pomachał dłonią przed rozbieganymi oczami szatyna, po czym odwrócił się do niego plecami, kręcąc beztrosko głową. Wreszcie zniknął z zasięgu wzroku chłopaka, pochłonięty przez mrok.
W tym samym czasie motory zatrzymały się tuż przy Justinie. Zarejestrował dwie postacie wyglądające identycznie. Po ich posturze wywnioskował, że to mężczyźni. Mieli na siebie czarne bluzy i spodnie w tym samym odcieniu. Nie mógł dostrzec ich twarzy, ponieważ zakrywały je ciemne, dopasowane maski. Zaciągnięty na głowę kaptur, nie pozwalał nawet przyjrzeć się barwie włosów.
Justin przeklął się w duchu za swoją lekkomyślność. Oczywistym był fakt, że Destro planuję jakąś pułapkę, jednak Bieber za bardzo zaślepiony był wizją unicestwienia wroga. Tak bardzo wierzył w swoje powodzenie, że nawet nie brał pod uwagę porażki. Wzruszył ramionami, widząc jak dwójka zamaskowanych chłopaków synchronicznie zeskakuje z dwukołowego pojazdu. Ugiął delikatnie kolana i przygotował się do walki. Tylko to mu pozostało.
Z początku szło gładko. Pierwszy cios wymierzył z dokładnością, prosto w nos jednego z przeciwników, który momentalnie się cofnął.  Szybko poszło, pomyślał. Jego kolega brał wtedy rozpęd, by z impetem wpaść na Justina. Oboje upadli na ziemię i przeturlali się po piasku.  Najpierw postać okładała ciało szatyna, gdzie popadnie. Dopiero, kiedy zebrał myśli zdołał złapać za bok nieznajomego i przewrócić go tak, że teraz on siedział na nim okrakiem. Zaciskał mocno pięści i co chwila wbijał je w nos i szczękę intruza. Prawie zrobił z jego twarzy krwistą miazgę, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zadowolony ze swojej przewagi, uśmiechnął się dumnie.
Jego triumf nie trwał zbyt długo. Mina mu zrzedła, kiedy poczuł jak ktoś owija ręce wokół jego ciała i odciąga go do tyłu. No tak, zapomniał o znokautowanym wcześniej chłopaku. Leżał na ziemi, wierzgając kończynami na boki, ponieważ napastnik przycisnął buta do jego mostka. Z trudem łapał oddech, ostatkiem sił próbował podnieść się na równe nogi. Drugi nieznajomy zdążył się otrząsnąć na tyle, aby wstać i z całej siły zdzielić Justina w bok twarz. To był całkiem niezły cios. Głowa chłopaka, aż odskoczyła na bok. Zaklął w myślach, czując, że ma przeciętą wargę. Poczuł metaliczny smak w ustach, krew spłynęła mu po brodzie.
- Twardy zawodnik – mruknął jeden z nich gardłowym tonem. Sekundę później splunął tuż obok twarzy Justina. Szatyn mógłby przysiąc, że nie raz słyszał ten głos, miliony razy przewinął się on w głowie chłopaka. Nie chciał jednak wierzyć w to, co podpowiadał mu rozum.
W milczeniu przyglądał się jak nieznajomi zawiązują wokół jego ramion grube, solidne łańcuchy. Czekał na odpowiedni moment do zaatakowania, ale ten jak na złość nie nadchodził. Uporawszy się z przywiązaniem ofiary do monocyklów, jeden z napastników kopnął Justina prosto w brzuch. Szatyn zgiął się w pół, ponieważ ból wstrząsnął całym jego ciałem. Splunął na glebę śliną zabarwioną na czerwono.
Ponownie usłyszał warkot silnika, ale był zbyt obolały, by cokolwiek zobaczyć. I wtedy to poczuł. Łańcuchy napięły się w prostej linii, zmuszając go do wyprostowania się. Ból był tak ogromny, że zaczął krzyczeć w pustą przestrzeń. Wrzaski i przekleństwa same wydobywały się z jego ust. Czuł jak każdy mięsień w ciele jest niemal rozrywany. Miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na dwie części. Im dalej posuwały się pojazdy, tym bardziej bolała go każda komórka w ciele. Był na przegranej pozycji. Mógł jedynie czekać, aż śmierć zapuka do jego drzwi. Przeklinał się w myślach, bo sam wpełzł do paszczy lwa. Przymknął powieki, z nadzieją, że to choć odrobinę złagodzi cierpienie. Nie potrafił przestać myśleć o bólu fizycznym, który zawładnął całym organizmem Justina. Miał ochotę zwymiotować, tak bardzo obolały był. Nie miał siły walczyć, jak nigdy – poddał się.
Nie chciał otwierać oczu, ponieważ to wiązało się z pogodzeniem się ze swoim losem. Nagle usłyszał jakieś szmery i krzyki motocyklistów. A potem wystrzał. Wreszcie, dosłownie na ułamek sekundy poczuł odrobinę ulgi. Łańcuchy z hukiem opadły na ziemię. Justin spuścił głowę i nie panując nad swoimi odruchami, upadł na dłonie. Zaczął kaszleć, czując, że się dusi. Oddychał głośno, prawie dyszał. Gwałtownie nabierał w płuca powietrza, by potem szybko je wypuścić. Jego nozdrza rozszerzały się nieustannie. Serce waliło mu, jakby chciało połamać żebra. Żyły na szyi wyostrzyły się.
Minęło parę minut, zanim ochłonął i doszedł do siebie. Nadal bolała go każda część ciała. Ostatkiem siły odwrócił się i zdziwiony ujrzał tego samego chłopaka, którego spotkał już pod motelem, a później na imprezie Tylera. Brunet znów miał na siebie garnitur i wcale nie przejmował się tym, że go ubrudzi. Jak gdyby nigdy nic podszedł do nieznajomego, siłą ściągnął go z motoru i uderzył prosto w twarz. Raz, a później drugi. Kolejny zamaskowany napastnik leżał na ziemi, a z jego piersi sączyła się krew, tworząc czerwoną kałużę na podłożu.
Brunet teatralnie wytrzepał niewidzialny kurz z czarnej marynarki i zaczął iść w kierunku szatyna. Zatrzymał się przy nim, spojrzał na niego z góry i podał dłoń. Justin po krótkim namyśle ścisnął ją i wstał, delikatnie chwiejąc się na boki. Nieznajomy ukazał rządek białych zębów, na co Bieber uśmiechnął się nikle. Ich tęczówki spotkały się na moment. Justin jednak szybko uciekł wzrokiem na bok. Było mu głupio, ponieważ przez cały czas myślał, że właśnie on jest bratem Shailene. Oh, jak bardzo się mylił. Czemu wcześniej nie zauważył, że ma w nim sprzymierzeńca, nie wroga?
- Dziękuję – wydukał nieśmiało szatyn. – Za uratowanie życia. - brunet machnął ręką, jakby wcale nie chodziło tu o życie i śmierć.  - Skąd się tu wziąłeś? – kontynuował Justin, jakby nie odczuł wiszącego w powietrzu napięcia między nimi.
- Każdy ma swojego anioła stróża – mruknął brunet, odwrócił się i podszedł do dwóch bezwładnie leżących ciał. Złapał obie ręce jednego z chłopaków i zaczął ciągnąć go po glebie. Po paru metrach zatrzymał się i obejrzał za siebie. Justin wciąż stał w tym samym miejscu z lekko rozchylonymi ustami. – Na co czekasz? Zbieraj dupsko i jedź ratować swoją dziewczynę.
Justin momentalnie się otrząsnął. Jego oczy otworzyły się szeroko. Na śmierć zapomniał, że Destro najprawdopodobniej jechał właśnie po Shailene. Ona nie jest moją dziewczyną, przeszło mu przez myśl. Chciał nawet wypowiedzieć te słowa na głos, ale ostatecznie postanowił zostawić je dla siebie. Nie było potrzeby ogłaszania całemu światu jak poprawne relacje łączyły go z Shail. Pokiwał głową w amoku i zaczął się zbierać. Znalazłszy się przy aucie, ostatni raz spojrzał na bruneta, który uporał się już z dwoma ciałami. Oblał je starannie benzyną.
- Igraliście z ogniem, to teraz spłoniecie – zaśmiał się bezimienny, kręcąc głową. Wyciągnął z opakowania zapałkę, odpalił ją i rzucił prosto na ciała zamaskowanych chłopaków. Z zachwytem przyglądał się swojemu dziełu. Długie, pomarańczowe języki ognia, pochłaniały wszystko dookoła, zostawiając za sobą jedynie proch.
- Hej – krzyknął szatyn. Mężczyzna w garniturze obejrzał się za siebie. Justin zauważył jak wypuszcza powietrze z płuc i unosi brwi w pytającym geście. Chyba był zażenowany faktem, że Bieber wciąż tu stał, chociaż liczyła się każda sekunda. – Nadal nie znam twojego imienia.
- Seth – mruknął niechętnie brunet, wywracając teatralnie oczami. – Seth Gecko – dodał.

Seth Gecko, powtórzył w myślach chłopak. Na pewno zapamięta go na długo. 

~*~
Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części. Jak według was potoczy się tak historia? Wreszcie ujawnił się jeden z moich ulubionych bohaterów czyli Seth! 

Dziękuję, że tak ładnie komentowaliście ostatni rozdział. To dla mnie wiele znaczy! 

Macie wattpada? Jeśli tak proszę zagłosujcie na Opiekuna! BĘDĘ WDZIĘCZNA! 
Jak wam się podoba zapowiedź II części? 

Zapraszam na wspaniałe ff o Justinie -> Diary Of Life 

28 komentarzy:

  1. Ekstra! Czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle cudowny ale czemu taki krotki? ;______;

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny! z niecierpliwością czekam na kolejny! jesteś świetna! :)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, ja już nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału. Musze jednak przyznać, że troche jest mi smutno że ta część dobiega już końca. Rozdział był jak zawsze cudowny. Mam nadzieje, że Justin zdoła uratować Shail, jestem pewna, że to zrobi. Czekam na nn i życze duuuużo weny do pisania
    @_KidrauhlsBack_ ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo, rozdział genialny! :) czekam z niecierpliwością na kolejny jeju, powodzenia w pisaniu! :)
    @henatalczii

    OdpowiedzUsuń
  6. o Boże!Jesteś niesamowita. czekam juz na kolejny rozdział. a zwiastun, mam aż ciarki na rękach ;D Pisz dalej i nie przestawaj,a czytelników z każdym dniem będzie coraz więcej ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Woow. Genialny. Juz lubię Seth'a. I mam nadzieję że Shailane nic sie nie stanie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooow zajebisty*-* jeju tak mi szkoda bylo jak oni mu krzywde robili ehhh az chcialo mi sie plakac ale dobrze ze sie pojawil ten dobry normalnir uwielbiam go,mam nadzieje ze Justin zdarzy i tamten nic jej nie zrobi,czekam na nastepny :) @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju!!! Cudowny!

    OdpowiedzUsuń
  10. bxvchzxchjzxchjk\kvhjxblkdj kochamkochamkocham

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniały!!!! Czekam na kolejny ❤ @kunegunda99

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do rozdziału to jak zawsze wspaniały <3 uwielbiam to opowiadanie i nie mam słów by opisać to, co czuję, gdy czytam. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały, nie mówiąc już o następnej części.

    A co do zapowiedzi to, kurwa, nie mogę przestać jej oglądać. Jest zajebiste! Tak w ogóle to co to jest za piosenka w nim? Strasznie mi się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny!mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze a Shailene nic się nie stanie
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  14. zajebisty rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow dzieje się! Ale co jest z Shailene?!

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie ogarnelam tylko jednej kwestii.. Czy ta cala akcja z Justinem z tego rozdziału działa się juz po tym jak w poprzednim rozdziale Destro dal "prezencik" Shail czy nie.. Jezu nw jak się wyslowic XDD
    a co do rozdziału jeju biedny Justin to musiało bolec boże ;____;

    OdpowiedzUsuń
  17. Jezu az poczulam jego bol :c Jejki co dalej? Chce wiecej /@melodiime

    OdpowiedzUsuń
  18. O BOZE
    KOCHJAM TO OKEJ
    I WSZYSTKO TO TKAIE ENBGKJADGKJABGJKBGAJ

    OdpowiedzUsuń
  19. Jeju cudowny jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Wreszcie znalazłam chociaż odrobinę wolnego czasu aby nadrobić rozdziały! Teraz będę już czytać na bieżąco! Rozdzial jak zwykle świetny, kurde z każdym rozdziałem coraz bardziej wciągam sie w te opowiadanie :) Czekam niecierpliwie na kolejny, który mam nadzieje, że pojawi sie niedługo! xx

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytam rozdziały na bieżąco i ten mn nie zawiódł. Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Super! Czekam na dalszą część xx

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie mogę doczekać się dalszej części!!

    OdpowiedzUsuń